niedziela, 28 lipca 2013

Peeling dla mięczaków - Balea, Peeling Indian Chai

Produkty Balea chodziły za mną od ponad roku, a to co jest niedostępne kusi nas jeszcze bardziej. Bohater dzisiejsze notki to coś co znalazłam w paczce od Gosi jakiś czas temu i pełna entuzjazmu zabrałam się za testowanie peelingu Indian Chai.


Opakowanie kojarzy mi się z okresem świątecznym i pachnie w sumie podobnie. Słodko, trochę waniliowo, trochę korzenno - pod względem zapachowym prysznic z tym panem był samą przyjemnością. O ile zapach jest mocny w czasie kąpieli o tyle nie jest on trwały. Po wyjściu spod prysznica nie ma po nim ani śladu.



Żel (peeling?) ma dosyć gęstą konsystencję co dla mnie jest wielkim plusem bo nie przelewa się przez palce i nie ląduje w odpływie. Ale, konsystencja to jedyny pozytywny aspekt wydajności tego myjka. Iż ponieważ bo ten peeling słabo zdziera. Ba, on nie zdziera wcale! Tylko lekko drapie a nie tego oczekuję od peelingu. 
Co prawda, nie wysusza skóry ani nie podrażnia skóry. Miałam wrażenie, ze lekko nawilża ale ręki nie dam. 




  Oczywiście była to limitowana edycja z zimy(?), na wiosnę Balea przygotowała peeling z limonką i maślanką, który mam zachomikowany w jednym z kartonów ale nie rwę się do jego użycia. Spodziewałam się dobrego zdzieraka a dostałam żel pod prysznic z kilkoma ziarenkami zdzierającymi.


Macie jakieś doświadczenia z peelingami Balea? 

                                                                                                 Buziaki, 
                                                                              Ja i mój kot

19 komentarzy:

  1. Nia mam żadnych doświadczeń jeszcze z peelingami Balei ;) I coś widzę, że to nie dla mnie, bo ja lubię mocne zdzieraki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. korzenne zapachy zimą to całkiem fajna sprawa
    czasem i takie delikatne żelo-peelingi są ok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta korzenność nie była mocno wyczuwalna, najbardziej dominował słodki zapach :)

      Usuń
  3. jeszcze nie miałam żadnego kosmetyku balea ale marzę o nich

    OdpowiedzUsuń
  4. Do użytku codziennego jak znalazł, chociaż peelingiem to faktycznie nazwać nie można, a mi się marzy cokolwiek z tej firmy i takim też bym nie pogardziła pewnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki zapach dobry na zimowe pory

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam Ci peelling kawowy - fusy z kawy zdzierają najlepiej. Mocniejszy jest tylko korund :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wolę te grubsze peelingi do ciała ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie miałam żadnego peelingu Balea, ale w ten bym nie zainwestowała- peeling ma drapać!

    OdpowiedzUsuń
  9. szkoda :( lubię mocne zdzieraki...

    OdpowiedzUsuń
  10. jeszcze nie miałam nic z Balei, ale ja też lubię porządne zdzieracze ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten peeling to niby limitowanka a w sprzedazy już chyba od 2011 roku... a ja go szalenie lubię, bo jest świetnym zamiennikiem żelu pod prysznic. Moim zdaniem trochę w błędzie jest ten, który będzie oczekiwał mocnego zdzierania od "peelingu pod prysznic".

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze, że chociaż zapach był znośliwy hehe:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Miałam ten peeling i byłam bardzo zadowolona :) Ślicznie pachnie, a to delikatne działanie absolutnie mi nie przeszkadzało. Szkoda, że to tylko edycja limitowana, bo bardzo chętnie kupiłabym go jeszcze raz. Na razie mam peelingów pod dostatkiem, więc nie rwę się do kupowania peelingu z limonką, ale brzmi nieźle ;)
    pozdrawiam, ljubomora
    http://allinallcosmetics.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  14. nie miałam z Balei jeszcze nic, ale czytałam trochę dobrych recenzji;) Natomiast ja mam tak, że bardzo lubię zapach wanilii, ale już cynamonu, czy korzennych przypraw nie bardzo:(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, jest mi bardzo miło, że chcecie mnie czytać :)
Jeżeli podoba Ci się mój blog, zostań ze mna na dłużej i badź moim obserwatorem.