Najwyższe miejsce na podium zajęła paleta Urban Decay Naked Smoky KLIK. Chyba najsłabsze dziecko tej marki, kompletnie nie dorównuje jakością poprzednim paletom Naked fundując mi plamy na oczach. Mam przez to nadzieję, że nie zobaczę kontynuacji tej lini, a jeżeli jednak się o to pokuszą to będę sekretnie prosić o lepszą jakość i trwałość cieni.
Paletkę UD musiałam umieścić na pierwszym miejscu - reszta rozczarowań jest już przypadkowa. Jakiś czas temu miałam ochotę na nowy podkład, tym razem poprosiłam o kilka odlewek przed zakupem pełnowymiarowego produktu. Jak dobrze zrobiłam bo podkład Pro Longwear Nourishing Waterproof z MAC na mojej twarzy wygląda jak nieumiejętnie nałożona farba. Nie ważne jak, czym i na jaką bazę go nakładam, na mojej skórze podkreśla i wymyśla niedoskonałości a trupiobiały odcień NW20 sprawia, że wyglądam jak śmierć,
O podkładzie True Match z L'Oreal pisałam całkiem niedawno KLIK. Zwyklaczek, który dodatkowo jest bardzo kapryśny.
Zapach EDP Bonbon od Viktor&Rolf KLIK jest dziewczęcy, obrzydliwie słodki i ... do złudzenia przypomina zapach Britney Spears, który kosztuje grosze. Pozostając w różowościach, spójrzmy jeszcze na pomadkę ochronną Lollibalm z Benefit, która przypomina mi droższą wersję BabyLips. Tak samo dziwnie pachnie, tak samo ma lekko kiczowaty kolor i tak samo zostawia na ustach niezbyt przyjemną warstewkę,
Podzielcie się Waszymi ostatnimi rozczarowaniami, jakie produkty okazały się do kitu?