Nie wiem jak Wy ale ja nie znoszę kosmetyków pielęgnacyjnych. Nie zrozumcie mnie źle, używam całkiem sporą ilość tychże produktów ale te w przeciwieństwie do kolorówki, którą uwielbiam, nie dają błyskawicznych efektów. Do tego ta wieczna ruletka czy mnie podrażni, czy nie pogorszy stanu mojej cery? Jasne, kolorowe kosmetyki też mogą sprawiać kłopoty ale pojawiają się one niemal od razu. Dochodzi do tego kolejna kwestia, składy. Mniej więcej ogarniam te naturalne składniki, ich właściwości ale te inne? A w życiu! Czasami coś mi dzwoni ale nie wiem w którym kościele. Dlatego produkty pielęgnacyjne recenzuję rzadko, dany kosmetyk musi naprawdę mnie zachwycić lub rozczarować. A może też być czymś w czym widzę potencjał, którego nie udało mi się wykorzystać. Takim kosmetykiem jest delikatny i kojący puder myjący do wrażliwej cery Clean Powder z Make Me Bio.
Słoiczek magicznego proszku dostałam od Pauliny (mimsuru na blogspocie ;-)), dla której to ulubieniec. A ja naprawdę nie wiedziałam jak ugryźć temat i zacząć używać tego pudru. Bałam się jego konsystencji i tego co wyniknie z naszej wiadomości. Zanim jeszcze zacznę o właściwościach tego produktu - jestem zachwycona słoiczkiem, opasającym go sznurkiem i tą taką niemal domową magią jaka otacza opakowania
Make Me Bio.
Przyznaję, że nie udało mi się dobrze przetestować tego produktu. Dzień w dzień, zgodnie z instrukcją wysypywałam w zgłębienie dłoni odrobinę proszku i dodawałam odrobinę wody. Nie jestem pewna czy tak powinno być, może to sprawka pudru z owsa ale często w puder zbijał się w mini grudki, które delikatnie peelingowały twarz. W Internecie wyczytałam, że gotowa pasta myjąca powinna mieć konsystencję jogurtu. Najczęściej jednak wychodziła mi bardzo rzadka, niemal wodnista papka, przez co dodawałam więcej proszku i tak wydajność 60ml słoiczka zmalała do niemal zera.
No dobra, nie do zera bo przy codziennym stosowaniu
Clean Powder tylko wieczorem puder starczył mi na niecały miesiąc.
Muszę wspomnieć też o pudrowym, lekko różanym zapachu, który jest kojący i całkiem przyjemny dla nosa. Nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba!
Działał? Tak, oczywiście! Skóra twarzy po nim była oczyszczona, ani trochę nie przesuszona ani podrażniona. Co więcej, miałam wrażenie, że jest delikatnie zmiękczona. Czy zauważyłam zwężenie porów? Raczej nie. Czy cera wyglądał promienniej? Muszę przyznać, że tak.
Oczywiście efekty mogły być jeszcze lepsze bo popełniłam dwa błędy przy używaniu tego pudru. Po pierwsze, zamiast nieudolnie mieszać puder z wodą na dłoni powinnam zacząć robić to w miseczce. Na pewno przyczyniłoby się to do większej wydajności. Po drugie, ze względu na tą małą wydajność nie próbowałam użyć mieszanki Clean Powder i olejków jako maseczki, tak jak zaleca producent. Gdybym miała znowu możliwość przetestowania tego pudru jeszcze raz zmieniłabym też częstotliwość mycia twarzy tym pudrem. 3-4 razy w tygodniu powinny wystarczyć.
Puder Make Me Bio to naprawdę produkt godny polecenia, tylko trzeba wypracować sobie na niego sposób użycia, który zadowoli nas pod każdym względem.