Patrząc na mojego bloga możnaby odnieść wrażenie, że z pielęgnacją jestem na bakier. To, że o wiele bardziej lubię pisać o kolorówce nie znaczy, że podkład nakładam na nieumytą twarz a kotom daję buziaki spierzchniętymi ustami. Postanowiłam więc zebrać wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne których teraz używam w jeden post. Koniec zeszłego roku przyniósł ze sobą nieciekawe wypryski, które udało mi się zwalczyć a aktualnie moja cera jest mieszana w kierunku suchej. Na zdjęciach przewinie się sporo produktów, nie znaczy to, że każdy z nich nakładam codziennie. Niektóre z nich używane są raz w tygodniu, niektóre co drugi dzień. Nie ze wszystkich produktów jestem zadowolona w 100% ale najważniejsze, że mój plan pielęgnacyjny działa i nie mam już większych problemów z cerą, na zmiany przyjdzie czas niedługo.
Dzień zaczynam od umycia twarzy pianką z wyciągami z drzewa herbacianego i oczaru wirginijskiego, którą kupiłam w Boots. Kosztowała grosze a jest naprawdę godna polecenia, nie podrażnia skóry twarzy, nie ściąga jej a delikatnie oczyszcza z nocnych zanieczyszczeń. Tonizuję się produktem z
Clarins - Extra Comfort Toning Lotion. Nie jest to produkt idealny, potrzebuje czasu żeby się wchłonąć ale odświeża cerę i przygotowuje ją do dalszych zabiegów.
Pod oczami ląduje żel
Stop the Clock z
Bia Beauty. Jedno jest pewne, po zdenkowaniu go na pewno sięgnę po coś innego. Nie przemawia do mnie jego śluzowata konsystencja i znikome nawilżenie. Buzię nawilżam kremem
Garden Roses z
Make Me Bio. Wystarczy naprawdę odrobina żeby skóra była miękka w dotyku i przygotowana do makijażu .
Opcjonalnie, kiedy nie wychodzę z domu na twarz, i tak naprawdę na całe ciało, nakładam
Bio-Oil. Niestety, ospa zostawiła po sobie niezbyt urocze ślady i jestem zdeterminowana żeby je wytępić. I znowu, tym bardziej jeszcze bardziej opcjonalnie, w dni kiedy nie noszę makijażu na pyszczku ląduje
Vichy Capital Soleil Spf 50. Wersja matująca, która nie bieli, świetnie się wchłania. Jestem przeciwna takim praktykom ale zrobiłam kilka testów pod tym kątem - pod makijażem też świetnie się sprawdza.
Wieczorny rytuał zaczynam od demakijażu. Tu do akcji wkracza
Bioderma Sebium H2O. Nie mam porównania do tej słynnej różowej wersji ale robi to co ma robić. Potem myję twarz moim najnowszym dobytkiem,
Deep Pore Charcoal Cleanser z
Biore. Podobno to ulubiony produkt najmłodszych sióstr Kardashian, to czy i ja go polubię okaże się za jakiś czas. Tydzień to stanowczo za mało na jakiekolwiek osądy. Na końcu twarz przemywam tonikiem z fizjologicznym pH czyli
Physiological Soothing Toner z
La Roche-Posay. Pozbywa się wszelkich resztek makijażu, które mogły się uchować, odświeża twarz i, znowu, przygotowuje ją do dalszych zabiegów.
Kiedy pisałam
recenzję kremu/masła kakowego do twarzy z
Ziaji, nie sądziłam, że wrócę do niego po kilku miesiącach żeby stwierdzić, że stosowany raz na kilka dni ładnie poprawia koloryt twarzy. Effeclar Duo wyprowadził moją cerę na prostą a
Effeclar K pilnuje żeby nie pojawiły się na niej kolejne niespodzianki. Używam go co drugą noc, jedynie na strefę T. A kiedy potrzebuję porządnej dawki nawilżenia na twarzy ląduje mocno nawilżający
Hydreane Riche, też z
La Roche-Posay. To naprawdę produkt godny polecenia.
Peelingowo nie szaleję. Nadal zużywam mój zapas
Let The Good Times Roll z
LUSH. To mój ulubiony czyścik tej firmy i myślę, że zawsze będzie u mnie gościł. Jakiś czas temu naszło mnie na peeling enzymatyczny a wybór padł na
Ziaję Nuno. W tym samym czasie zaczęłam trzy kroki Clinique i na twarzy pojawiła mi się piękna kaszka dlatego musiałam odstawić ten peeling.Teraz znowu do niego wróciłam, bardzo ostrożnie, nie do końca systematycznie. Wielkich efektów nie widzę ale to pewnie przez moją nieregularność.
W koszyczku z próbkami mam dziesiątki saszetek z maseczkami dlatego nie sięgam po duże tuby z tymi specyfikami. Jednak w zeszłym roku skusiłam się na
No Clogs Allowed z Soap&Glory . Jest już na wykończeniu i mimo że bardzo ją lubię nie kupię jej po raz kolejny. Obok niej to
Masque Creme Fraiche de Beaute z
Nuxe. Dostałam ją jakiś czas temu i jestem zachwycona jej właściwościami nawilżającymi, jednak ma też swoje słabe strony.
I już takie dodatkowe produkty. Maseczki na twarzy często dokarmiam wodą termalną, tym razem mam tą z
La Roche-Posay. Wypryski pojawiają się u mnie bardzo rzadko ale jak już są to traktuję je
Grease Lightning z
LUSH. Nie jest to żadna torpeda w tej kwestii ale delikatnie je zmniejsza. Kolejny
LUSHowy produkt po który często sięgam niestety nie załapał się na zdjęcie ale ichni
peeling do ust o zapachu Bubblegum zostawia usta gładkie i gotowe na porcję miodku do
ust Reve de Miel z
Nuxe. W swoim zbiorze mam sporo produktów do ust ale ten balsam jest wśród nich numerem jeden.
To już wszystko. Nie wiem czy tak naprawdę jest tego dużo czy mało, dla mnie to ilość zadowalająca i spełniająca moje potrzeby. A jak wygląda Wasza pielęgnacja twarzy?