Marzec miał być dla mnie miesiącem bez zakupów. I szło mi całkiem nieźle bo do zeszłego weekendu to siostra była moim zaopatrzeniowcem. A jak ktoś mi coś kupuje, nawet za moje pieniądze, to i tak nie liczy się jakbym sama to kupowała. Ma to jakiś sens, prawda? No ale, miało nie być nic, potem miało być tylko kilka rzeczy a robiąc grupowe zrobiłam łup! na ziemię, w szarą rzeczywistość. Może tym razem kwiecień okaże się być miesiącem bez zakupów?
Na pewno przez dłuższy czas nie będę potrzebować płynu micelarnego. Siostra spędziła tydzień w Polsce gdzie zrobiła dla mnie małe zakupy. Poprosiłam o czerwoną Biodermę a dostałam zieloną Sebium H20 - mam nadzieję, że się sprawdzi tym bardziej, że bardzo podoba mi się rozwiązanie z pompką. W końcu mam też możliwość przetestować Biedronkowy płyn micelarny beBeauty. Jest już w użyciu, nie jest zły ale raczej nie zostanę jego fanką. Zresztą, jego zamknięcie doprowadza mnie do szału, Wam też przy zamykaniu płyn bryzga na boki? Micel z Garnier dorwałam już sama. Jest tu sporo dziewczyn mieszkających w Irlandii - w Boots jest o wiele droższy niż w innych drogeriach lub nawet Penneys. Nie popełniajcie tego błędu co ja ;)
Nawilżający krem do twarzy Hydreane Riche z La Roche Posay gości u mnie już drugi raz. Używam go na noc i to chyba dzięki niemu moja skóra jest miękka i nawilżona, nawet po kuracji z Effeclar Duo i Clinique. Sezon na rajstopy w sprayu uważam za otwarty więc musiałam się zaopatrzyć w kolejną buteleczkę Sally Hansen Airbrush Legs, tym razem w odcieniu Tan Glow. Zakochałam się w żelach antybakteryjnych do rąk i w torebce noszę teraz Hand Maid z Soap&Glory. Delikatny, niemęczący zapach. Jestem na tak.
Lakierowo i paznokciowo w marcu była mała posucha. Wpadł mi lakier do paznokci z MAC w odcieniu Saint Germain. Cukierkowy kolor jak dla lalki Barbie, do kompletu brakuje mi teraz szminki w tym samym kolorze. Za cholerę nigdzie nie mogę tutaj dostać zmywacza do paznokci z pompką dlatego z Polski przyleciał też ten Biedronkowy z beBeauty. Chyba nie ma dobrych opinii ale mi chodzi tu jedynie o buteleczkę. A, poprosiłam siostrę o diamentową odżywkę z Eveline a dostałam lakier z odżywką 6w1. Niby mlecznoróżowy na paznokciach jest jednak niemal bezbarwny więc będę używać go jako bazy.
Będąc w Polsce siostra weszła też do Inglota. Wybrała dla mnie matowy, brązowy cień do powiek #357. Idealny do codziennego makijażu narobił mi ochoty na posiadanie kilku cieni tej firmy. Wiele z Was polecało mi Duraline - używam ale jego działanie jeszcze mnie nie porwało. Kasia wzięła też dla mnie bazę pod cienie tej samej firmy. Przyznam, że jeszcze jej nie używałam ale jestem ciekawa czy się zaprzyjaźnimy. Miesiąc bez tuszu do rzęs to miesiąc stracony i w zapasach mam też Inglotowy tusz do rzęs False Lash Effect. Chyba jeszcze nie spotkałam się z żadnymi opiniami o tuszach tej firmy więc nie mogę się doczekać aż go użyję (przy dobrych wiatrach będzie to po wakacjacj). Aqua Brow z Make Up For Ever chodziło za mną od dłużsszego czasu ale nie miałam jak i gdzie zdobyć tej farbki. Musiałam zdać się na opinię siostry w sprawie odcienia ale wybrała dla mnie 25 Ash, który mógłby być odrobinę ciemniejszy ale daje radę. Z NYX dostałam czerwoną kredkę do ust 817 Hot Red, nie mam takiej w swojej skromnej kolekcji więc cieszę się z niej niezmiernie. A na sporej przecenie dorwałam kredkę do linii wodnej Isa Dora w odcieniu 56 Blonde. Towarzyszy mi każdego dnia a ja zastanawiam się jak ja bez niej żyłam.
To już prawie koniec ;) W ręce wpadł mi róż z limitowanej edycji MAC Fantasy of Flowers w odcieniu Azalea in the Afternoon. Piękny, wiosenny, gości na moich policzkach codziennie. Muszę go w końcu pokazać. W ubiegłą sobotę sięgnęłam też po kwiatek z Clinique w kolorze Ginger Pop. Trochę czerwony koral, narazie tylko raz maźnięty, ale wydaje się być bardzo satynowy i napigmentowany. Bibułki matujące do twarzy z Inglot trafiły do mnie w momencie kiedy moja cera jeszcze wariowała i szła w stronę tłustej. Teraz powoli wraca do 'normalności' ale uważam, że warto takie coś mieć w torebce. Bronzer Solar Powder z Soap&Glory w odcieniu Bronzo. Nie jestem jeszcze w trakcie testów, muszę zrobić zdjęcie zanim zetrę najładniejszą warstwę ;) ale chyba jest jasny. Baaardzo jasny. I ostatni - Studio Fix z MAC czyli podkład i puder w kompakcie. Kupiony z myślą o cieplejszych dniach kiedy nie będę chciała mieć za dużo
na twarzy a że cerę mam coraz ładniejszą nie potrzebuję już mocnego krycia.
Za grosze, na wielkiej przecenie dorwałam zestaw Bronze'n'Dandy z BeneFit. W jego skład wchodzą cztery miniaturki - bronzera i błyszczyka Hoola oraz różu i błyszczyka Dandelion. Bardzo przyjemny zestaw a w dodatku podobają mi się rozmiary tychże kosmetyków - może uda mi się je kiedyś wykończyć, chociaż zawsze powtarzam, że kolorówka jest do używania a nie zużywania.
W marcu zdenkowałam 15 produktów (zapomniałam o tym wspomnieć w denkowym poście ale do lepszego domu trafiły dwa lakiery z NYC i jeden z Essence) ale przybyło mi 25 kosmetyków. Od dzisiaj kupuję teraz tylko to, co naprawdę jest mi potrzebne, obiecuję! Wpadło Wam coś w oko? O czym chciałybyście najpierw przeczytać?
Buziaki,
Gosia