Jakoś tak wyszło, że comiesięczne posty o nowościach kosmetycznych przemieniły się ostatnio w posty publikowane co dwa tygodnie. Wiem, że oprócz zużyć, są to najbardziej popularne posty na blogach kosmetycznych ale czasami są ... trochę męczące. Muszę pomyśleć nad inną formą tych postów, bardzo podoba mi się jak robi to
Zoila, ale to raczej nie zdałoby u mnie egzaminu. Dla rozluźnienia atmosfery chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ten suchy badyl, który widać na zdjęciach, jeszcze dwa miesiące temu był pięknie kwitnącym wrzosem ale moja własna mama zaczęła bawić się w przesadzanie kwiatów. Na całe szczęście jest lepszą mamą niż ogrodnikiem.
Jakiś tydzień temu miałam okazję znaleźć się w Debenhams podczas wieczora zniżek. To wtedy zrozumiałam, że ludzie dzielą się na tych, którzy okupują stoisko z darmowym jedzeniem/szampanem (ja) a tych, którzy przypatrują się pokazom makijażu. Kilkadziesiąt pierwszych szczęśliwców przy zakupach kosmetycznych otrzymało
goody bag, w swojej znalazłam 75ml flakon perfum
Hugo Boss Femme i trzy pełnowymiarowe produkty.
BeneFitowy podkład
Some Kind-a Gorgeous, niestety za ciemny, sypki podkład mineralny
bareMinerals, dla mnie za zółty i bazę BB, też z
bareMinerals, kilka tygodni temu kupiłam taką samą tylko ciemniejszą. Do tego kilka próbek perfum. Dobrze, że nie koczowałam pod Debenhams czekając na tą torebkę bo trochę bym się rozczarowała, dobrze, że zaprzyjaźniłam się z pracują tak makijażystką ;)
Przy okazji nabycia wanny nabyłam też
LUSHowe bomby do kapieli. Wanna, tak samo jak kule, nie została jeszcze odpalona. Nie pamiętam już która jest która (łóżko takie ciepłe a kule tak daleko od niego), ale z tego co pamiętam to jest tu
Sex bomb, chyba
Avobath i chyba
Honey bee. Pewnie się rozkruszą zanim zdecyduję się na kąpiel (hihi, brudasek) ale przynajmniej ładnie pachną.
MACowe świąteczne limitki jakoś mnie nie zachwyciły ale moje uwielbienie do księżniczkowych kolorów sprawiło, że szarpnęłam się na zestaw błyszczyków. Tak jak w zeszłym roku postawiłam na różowości, wyboru nie żałuję.
A to co? Nieważne, i tak podepczę.
Urban Decay też się nie wysiliło ale jednak coś wpadło mi w oko ;-) zestaw sześciu mini szminek, różnych odcieni, i pełnowymiarowej konturówki wołał do mnie
mamo. Dobra, nie wołał, tak tylko rzuciłam. Ładnie wygladają, nie wiem jak się sprawują, nie było czasu na testy.
Ostatni, tyci zestaw b.right! z tyci produktami do twarzy Benefit. Nie ukrywam, że wolę apteczną pielęgnację do twarzy ale mały skok w bok jeszcze nikogo nie zabił, co najwyżej wywołał wysyp pryszczy.
Wziąć coś w wysokie obroty i o tym tu napisać? Co chciałybyście zobaczyć z bliska?