piątek, 26 grudnia 2014

Święta w moim domu / dużo zdjęć

NIe wiem jak Wy ale uwielbiam oglądać zdjęcia świątecznych ozdób. Choinki, bombki, światełka, wieńce - im bardziej kolorowo i kiczowato tym lepiej. Odkąd prowadzę bloga, a leci mi już trzeci rok, co Święta dzielę się z Wami zdjęciami ozdób w ozdobami w domu i w tym roku nie mogło być inaczej. Muszę przyznać, że świąteczna gorączka dopada mnie już w październiku, zawsze też dokupujemy z mamą wtedy więcej dekoracji. Część z nich już widziałyście ale starałam się tylko uchwycić te nowsze :-) 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Urban Decay Full Frontal Lipstick Stash / świąteczny zestaw szminek

Przed chwilą próbowałam sobie przypomnieć na ile, spośród tak licznej oferty, zestawów świątecznych skusiłam się w tym roku. Doliczyłam się zaledwie pięciu, co jak na mnie, jest małą liczbą, dopadł mnie marazm kosmetyczny i nic więcej nie było w stanie mnie do siebie przekonać. Niestety, mam spore opóźnienie w tym roku i zestaw, który chcę Wam dzisiaj przedstawić prawdopodobnie jest już wykupiony na amen. Gdyby jednak ktoś, gdzieś go spotkał - warto zainteresować się Full Frontal Lipstick Stash z Urban Decay czyli zestawem sześciu miniaturek szminek Revolution i pełnowymiarowym ołówkiem/bazą do ust (34euro za całość). 

niedziela, 21 grudnia 2014

MAC Studio Careblend / prasowany puder do twarzy

Moje pierwsze MACOwe zakupy pamiętam jakby to było wczoraj - podkład Studio Fix, który towarzyszy mi do dziś, wydobywam podkład z trzeciej już buteleczki i prasowany puder Studio Careblend. Puder ten dołączył do mnie na stałe dopiero w kwietniu, pierwszy egzemplarz zużyłam z zachwytem na twarzy ale poszukując lepszego przez trzy lata testowałam inne produkty. Dopiero wiosna sprawiła, że postanowiłam wrócić do korzeni i ... nie żałuję. 


Prasowany puder Studio Careblend (106zł/10g) to niezwykle gładki i jedwabisty w dotyku puder matujący, który występuję w ośmiu odcieniach. Tym razem MAC oznaczył odcienie w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj i osoby, które tak jak ja nadal nie ogarniają jak działa NW, NC, N i W, będą usatysfakcjonowane. Dla siebie wybrałam drugi w kolejności Light Plus, zaraz po Light i odrobinę przed Medium. Z tego co wyczytałam w Internecie, Light Plus jest idealny dla dziewczyn NW15-NW20. Odcień jest naprawdę jasny, ale na buzi jest niemal niewidoczny.


Studio Careblend to puder, który świetnie sprawdzi się jako puder do torebki. W kompakcie znadziemy lusterko i puszek, który nie jest najgorszy. Co prawda w domu zawsze używam pędzli ale w ciągu dnia, jeżeli przypomnę sobie o poprawce, z łatwością mogę użyć puszka.
Puder jest bardzo drobno zmielony, ani trochę się nie pyli. Idealnie stapia się z podkładem, współpracuje z płynnymi podkładami jak i minealnymi a także z pseudo kremami BB. Nałożony solo dość dobrze kryje i wyrównuje koloryt skóry. Lubię bezzapachowe pudry a ten taki jest. Nie zatyka porów, ale mam to szczęście, że bardzo rzadko cokolwiek mnie zapycha.



Zawsze nakładam go bardzo cienką warstwą a i tak świetnie matuje. Nie jest to płaski mat, delikatnie rozświetla twarz mimo że nie zawiera żadnych drobinek. Nigdy nie podkreślił suchych skórek ani nie wysuszył twarzy, mam nawet wrażenie, że delikatnie nawilża, możliwe, że to zasługa masła shea, który znajdziemy w składzie.

Nie jest to tani puder ale w tym wypadku cena idzie w parze z jakością, warto się nim zainteresować.

środa, 17 grudnia 2014

Maybelline Brow Drama / żel do brwi

Chyba nikogo nie zaskoczę jeżeli powiem, że uwielbiam mieć podkreślone brwi. Wyglądam wtedy o wiele lepiej, twarz nie jest mdła (mam dość jasny kolor włosków, które przy mocniejszym makijażu wyglądają po prostu źle). Testowałam już ołówek do brwi KLIK, cienie - najlepiej wypadł MACowy cień z jednej z paletek Dynamic Duo, farbki (porównanie NYX i AquaBrow KLIK) aż w końcu zdecydowałam się wypróbować żel do brwi. Nie chciałam od razu sięgać po ten droższy, jak na przykład ten z Benefit, i do testów wybrałam żel Brow Drama z Maybelline (7.50 euro/7.6ml). 



Żel występuje w trzech kolorach, dark blonde, medium brown i dark brown. W sklepie nie było testerów dlatego zdecydowałam się na medium brown, który okazał się dobrym strzałem. Używam go jedynie do makijażu no make up bo jedynie odrobinę barwi brwi i raczej jest do trzymania ich w ryzach.
Trzeba przyznać, że szczoteczka jest beznadziejna. Nie dość, że ma taki sobie kształt to nabiera za dużo produktu i masakrycznie skleja włoski. Godzinami mogłabym wyskubywać zaschnięte grudki.


Dlatego przed nałożeniem Brow Drama na brwi muszę wytrzeć szczoteczkę w chusteczkę co a)marnuje dość dużo żelu i b)sprawia, że makijaż nie jest błyskawiczny a na cholerę mi coś co tylko utrudnia i spowalnia szybki makijaż.
Jednak kiedy już wytrę nadmiar produktu w chusteczkę i przejadę brwi szczoteczką są one ujarzmione, delikatnie nabłyszczone i trzymają się kupy.


Gdyby wybaczyć Brow Drama tragiczną szczotkę z nadmiarem żelu można by powiedzieć, że jest to całkiem fajny żel do brwi. Jednak nie na tyle żebym sięgnęła po sporo droższy Gimme Brow z Benefit bo, naprawdę, nie chciałoby mi się z nim babrać.

środa, 10 grudnia 2014

MAC / Fix+, mgiełka do twarzy

Chyba każda z nas ma na swojej toaletce produkty, które nie są niezbędne, ale które mniej lub bardziej warto mieć. Do takich gadżetów zaliczam te sławne meteoryty (efekt fatamorgany), podgrzewaną zalotkę do rzęs (fajny efekt, ale komu chciałoby się używać jej codziennie) i mgiełkę do twarzy z którą przyszło mi się dzisiaj zmierzyć. 
MACowy Fix+ to odświeżająca mgiełka do twarzy (85zł/100ml), która, umówmy się, nie robi niczego spektakularnego co znacznie różniłoby się od jej tańszych odpowiedników. 


Mgiełka zawiera ekstrakty z ogórka i rumianku, znajdziemy tu też witaminę E, kofeinę, prowitaminę B5 i trochę rozczarowania. Przyznam, że nie spodziewałam się wiele po tej mgiełce, swego czasu każdy podkład i puder powodował u mnie ciasto, rozpryskanie mgiełki podczas aplikacji makijażu skutecznie niwelowało ten efekt. 


Fix+ służy mi też do nakładania cieni na mokro dla intensywniejszego efektu. Ważne jest żeby zmoczyć pędzelek z nabranym już cieniem, inaczej cień sie zbryli (mądra blogerka po szkodzie).
W Internecie spotkamy się z negatywnymi opiniami, bo mgiełka nie utrwala makijażu. Nigdzie jednak nie zostało powiedziane, że ma to robić i nigdy tego nie oczekiwałam, od tego mam fixer UD. 


Fix+ to lekka i wydajna mgiełka, nie do końca warta swojej ceny, nie mająca żadnych cudownych właściwości. Ot, taka ciekawostka kosmetyczna i tyle. 
Ciekawa jestem czy macie w swojej kolekcji takie zbędne gadżety? 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Urban Decay / Naked On The Run, dużo zdjęć

Urban Decay bez wątpienia szaleje, co miesiąc mają dla nas nowe limitowane lub mniej kolekcje. Czwarty dzień grudnia był dniem premiery bardzo nudnej palety Naked On The Run, stworzonej dla osób w ciągłym ruchu, która ma nam ułatwić robienie makijażu. Założenie bardzo podobne do zeszłorocznej palety Shattered Face KLIK, w środku znajdziemy pięć cieni do powiek, bronzer, róż, kredkę do oczu, błyszczyk i tusz do rzęs. Z racji tego, że paleta jest jeszcze gorąca, mam ją od zaledwie kilku dni nie jest to recenzja a lekki post z kupą zdjęć i małymi pierwszymi wrażeniami. 


niedziela, 7 grudnia 2014

Wyniki rozdania


Po krótkiej, nieplanowej przerwie w nadawaniu próbując nadrobić zaległości chciałam szybko ogłosić, że zestaw lakierów Ciate wędruje do Ani (Po tej stronie lustra)!
Aniu, gratuluję i czekam na mejla z adresem :)  a ja biegnę ogarnąć nowe posty bo mam duuuużo do pokazania ;)


środa, 3 grudnia 2014

Eucerin, Aquaporin Active / krem pod oczy

Ostatnimi czasy mam fisia na punkcie nawilżania skóry pod oczami. Nadal jednak szukam idealnego kremu i chociaż ten z Soap&Glory KLIK był całkiem dobry to jest we mnie coś co pcha mnie do dalszego testowania kremów. Nie mam problemów z przesuszoną skórą pod oczami ale lubię dobrze nawilżające kremy, zdarza mi się użyć mocnych korektorów, które mogą przesuszać i sprawić, że skądś pojawiają się tam delikatne zmarszczki. Nie ukrywam, że mimo że testuję też drogeryjne kosmetyki do pielęgnacji twarzy, bardziej ufam tym aptecznym. Pełna dobrej wiary sięgnęłam po krem Aquaporin Active z Eucerin (ok.40zł/15ml).


Producent nie obiecuje dużo, krem ma zniwelować oznaki zmęczenia (do tego punktu nie będę mogła się odnieść) i głęboko nawilżyć skórę. W higienicznym opakowaniu z pompką kryje się krem o dość lekkiej konsystencji, tak lekkiej, że podczas wklepywania go w skórę robi się wodnisty. Niestety, wchłania się długo dlatego muszę dać mu trochę czasu zanim nałożę korektor, w innym wypadku korektor będzie się rolował i wchodził we wszystkie linie, które zazwyczaj nie są widoczne gołym okiem.



Niestety, krem Eucerin poległ na polu walki o nawilżenie. Jak na krem, który ma jedynie nawilżać i który kosztuje dość dużo robi to bardzo słabo. Nie zachwycił mnie niczym, nie narobił szkód ale to za mało żeby go polecić i kiedykolwiek do niego wrócić. Spora porażka ze strony Eucerin. 


Jakich kremów pod oczy używacie?

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Listopadowe zużycia kosmetyczne

Z jakiegoś powodu pierwszy dzień każdego miesiąca jest dniem kiedy każdy na Facebooku czuje obowiązek poinformowania innych o tymże dniu. Na takie posty zawsze patrzyłam z przymrużonym okiem do czasu kiedy zorientowałam się, że blogi kosmetyczne podobne są do tych Facebookowych nadgorliwców bo kto jak nie my sumiennie prezentuje swoje zużycia na początku miesiąca. Pod względem zużyć listopad był bardzo dobrym miesiącem, zużyłam sporo, uszczupliłam trochę zapasów, jest dobrze.



Suchy szampon Garnier Ultimate Blends okazał się taki sobie. Niby robił co miał robić, ładnie pachniał ale sprawiał, że włosy były szorstkie i nieprzyjemne w dotyku. Maseczka jajeczna z apteczki babuni na moich włosach była wielką klapą. Długo nie mogłam dojść dlaczego na głowie zawsze miałam strzechę, dopiero kończąc maskę zrozumiałam, że to jej wina. Widocznie moje włosy się z nią nie lubią. Na niekorzyść tej maseczki przemawia też jej rzadkość, spływa z włosów i jest okropnie niewydajna.


O różanym kremie do twarzy Garden Roses z Make Me Bio pisałam już tu KLIK. Bardzo dobry, godny polecenia produkt. Deep Pore Charcoal Cleanser z Biore KLIK był taki sobie. Na zdjęciu widać, że w butelce zostało jeszcze trochę żelu,niestety nie udało się go wypompować. Szkoda,
Krem Hydreane Riche z La Roche Posay to mój hit. Uwielbiam go za mocne nawilżenie, jego delikatną konsystencję i świetną wydajność, To moje drugie ale nie ostatnie opakowanie.


Podkład bareSkin z bareMinerals to świetny produkt KLIK. Chętnie rozdaję jego próbki bo warto się nim zainteresować. Mineral Veil tej samej firmy to puder, którego używam z przyjemnością i to do każdego podkładu. Za to sypki podkład mineralny, tu w odcieniu light W15 nie do końca się u mnie sprawdził KLIK. Muszę jednak przyznać, że odrobinę lepiej zachowywał się w chłodne, listopadowe dni aniżeli w gorętszym okresie.


Zużyłam też błyszczyk Petite Indulgence z zeszłorocznej MACowej świątecznej kolekcji, Świetnie czułam się w tym odcieniu, może jeszcze kiedyś uda mi się go dorwać. Miniatura tuszu do rzęs The Body Shop miała dość suchą konsystencję, lekko się osypywała. Skutecznie zniechcęciła mnie do zainwestowania w pełnowymiarowy produkt. Bez żalu wyrzucam opakowanie Lipcote, ani razu nie odważyłam się użyć tej bejcy. Śmierdzi okropnie lakierem. Balsam do ust Born Lippy z The Body Shop fajnie nawilżał ale nie do końca pasował mi jego, odrobinę duszący zapach.

Na głównym zdjęciu znajdziemy też odlewkę kremu pod oczy z bareMinerals, dobry, nawilżający krem ale nie wiem czy jest na tyle dobry żeby wydać na niego niecałe 30euro. Mała fiolka perfum Flowerbomb zupełnie mnie nie oczarowała a spodziewałam się po niej wiele biorąc pod uwagę bardzo pozytywne opinie o tym zapachu, Perfumy Valentina Valentino też mnie rozczarowały, nic specjalnego, o.

Co udało Wam się zużyć w listopadzie?

środa, 26 listopada 2014

Listopadowy Chic Treat Club

Przez kilka dni narobiłam sobie ogromnych blogowych zaległości, nie tylko u siebie bo również na blogach, które obserwuję. Deszczowa, ponura pogoda wyssała ze mnie wszystkie siły. Korzystając z dzisiejszego słońca i tego, że wczoraj dostałam świeże listopadowe pudełko Chic Treat Club szybko przybiegłam do mojej małej Oddiette, żeby pokazać co znalazłam w środku. 

W tym miesiącu ekipa Chic Treat Club nawiązała współpracę z The Cosmetic Outlet żeby zaopatrzyć mnie w produkty, które mogą mi się przydać podczas nadchodzącego sezonu na świąteczne imprezy. W pudełku znalazłam cztery pełnowymiarowe produkty i jedną miniaturę. Z oceną wstrzymam się do końca prezentacji, ale sama nie wiem co myśleć o zawartości pudła.


Kiss Gel Fantasy Nails mają to co lubię, czyli dużo błyskotek. Co prawda rzadko sięgam po sztuczne paznokcie ale tym dam szansę, tym bardziej, że mam dobre wspomniania z pazurami typu press on. To pełnowymiarowy produkt wart 7.99 euro.


Academie Bronz' Express zostało przeze mnie dobrze przyjęte. Lubię samoopalacze, lubię siebie kiedy jestem trochę przybrązowiona. Odrobinę obawiam się wydajności tej 50ml miniatury ale jestem dobrej myśli, chyba aż taka duża to nie jestem ;-) pełnowymiarowy produkt ma 100ml i kosztuje 19.99 euro, koszt mojej miniatury to ok.9.90 euro. 


Lakier do paznokci w kolorze purple paradise z W7 bardzo by mnie ucieszył gdyby nie fakt, że wydaje się być bardziej rzadkim i słabiej napigmentowanym odpowiednikiem Sexy Divide z Essie. Raczej nie zagości u mnie zbyt długo. Wartość tego lakieru to 2.99 euro.


Fuschia Loose Eye Dust w odcieniu Galaxy to grafitowy, sypki mineralny cień z dość dużymi srebrnymi drobinami. Raczej nie sprawdzi się na sucho ale nałożony wilgotnym pędzelkiem może okazać się hitem. To pełnowymiarowy produkt wart 12.95 euro.

Na koniec zostawiłam Eyelure Brow Stencils czyli cztery szablony do brwi. Pomysł zupełnie nietrafiony, nie będę po nie sięgać, zresztą szablony są trochę niewymiarowe. Wolałabym zobaczyć na ich miejscu coś innego. To pełnowymiarowy produkt, za który zapłacimy aż 6.49euro. 

Nie jest to złe pudełko ale nie ma też wielkiego wow. W środku znalazłam produkty o wartości ok.40 euro - na stronie fb Chic Treat Club znajdziemy osoby absolutnie zachwycone listopdpwym pudełkiem i te bardzo rozczarowane. A ja jestem gdzieś po środku. Byłybyście zadowolone z tego pudełka? 

niedziela, 23 listopada 2014

Benefit / Benetint&Benebalm, Lollitint&Lollibalm

Kto nie słyszał o słynnych płynnych produktach do twarzy z Benefit? High Beam KLIK, Cha Cha Tint, Posie Tint, i, chyba najbardziej popularny, Benetint. Do tej rodziny dołączył niedawno Lollitint a gdyby ktoś poczuł jeszcze niedosyt, Benefit przedstawił nam koloryzujące balsamy do ust, korespondujące z tintami. Przyznam, że nigdy nie odczułam wielkiej potrzeby posiadania tychże, ba! pewnie nigdy nie spojarzałabym w ich stronę gdyby nie świąteczna oferta firmy. W jednym z zestawów, Sweet Tintations (ok.100zł/29euro) znajdziemy dwie miniatury tintów, o których już wspomniałam, Benetint i Lollitint. Do pary dołączone są dwa pełnowymiarowe balsamy koloryzujące do ust, Benebalm i Lollibalm. Pozwólcie, że pokażę je dzisiaj z bliska. 

sobota, 22 listopada 2014

LUSH / Baked Alaska


Norweski deser baked Alaska znam jedynie z książek kucharskich. Zapiekane lody pod pierzynką bezy mają wywołać poczucie ciepło zimnej błogości. Szkoda tylko, że nie przepadam za bezą. Podczas planowania świątecznych kolekcji,  LUSH zadbał o osobników takich jak ja i stworzył własną, mydlaną wersję tego deseru, mydło Baked Alaska. 

W całości, Baked Alaska wygląda jak wspomniany deser (Google!), a dostając swoją porcję otrzymujemy porcję cytrusowego, kolorowego kawałka nieba.
O wiele bardziej cytrusowego od Bohemian! Udało mi się znaleźć informacj, że Baked Alaska to odnowiona wersja Snow Globe, ale nie wiem, nie znam, nie orientuję się. Pozwólcie, że jeszcze raz wrócę do tego niebiańskiego zapachu, mocno cytrusowy ale z odrobiną kwaskowości. W żaden sposób nie jest to zapach kojarzący się ze Świętami ale pozwala na szybką podbudkę pod prysznicem.


Mydełko w swoim składzie olejk z grejpfruta i mirt cytrynowu, to chyba oni odpowiedzialni są za ten zapach. Zawarty w Baked Alaska olejek z ylang ylang, daje mi odrobinę słodki, kwiatowy zapach, który wyczuwalny jest jako ostatnia nuta. Swoje bardzo lekkie właściwości nawilżające możemy zawdzięczać dwóm olejom, kokosowemu i rzepakowemu. 
Mydło dość dobrze się pieni a ciepła woda tylko zwiększa intensywność zapachu. Baked Alaska będzie świetnym prezentem dla osoby, która lubi cytrusowe zapachy, warto go mieć. 

czwartek, 20 listopada 2014

MAC LE Keepsakes: Objects of Affection / zestaw różowych błyszczyków

Muszę się do czegoś przyznać, w pewnych kwestiach jestem bardzo nudna (chociaż może lepiej powiedzieć konsekwentna?) :) bo jak szminki to tylko te wyraziste, jak błyszczyki to tylko różowe a jak świąteczna kolekcja to tylko MAC. A te dwa ostatnie składniki odnalazłam ostatnio w uroczo tandetnym pudełku, który jest częścią Keepsakes:Objects of Affection. 


środa, 19 listopada 2014

Soap&Glory / Butter Yourself, masło do ciała

Nigdy nie ukrywałam, że nie znoszę się smarować balsamami, masłami, mleczkami i wszystkimi innymi. Jestem okropnym leniem i nie chce mi się ;) oczywiście, potem za to odpłacam suchą skórą, chociaż ... tylko łydki mnie nie lubią. Nawilżam się bardzo rzadko mimo że specyfików do tego mam hoho i jeszcze trochę. Niezależnie od mojej niechęci do nawilżaczy do ciała lubię je kupować, wybieram wtedy tylko i wyłącznie masła, nie znoszę lejących, mleczkowatych konsystencji. Jakiś czas temu dość mocno testowałam produkty Soap&Glory, z tego okresu pochodzi masło do ciała Butter Yourself (ok.10e/300ml).



Butter Yourself to bogate masło z kwasami AHA, masłem shea, olejkiem miętowym i sokiem pomarańczowym, całe morze wspaniałości. Masło ma bardzo zbitą, gęstą konsystencję, jak bardzo mocno ubita śmietana. Z lekkością sunie po skórze ciała, bardzo szybko się wchłania i nawilża, nie lepi się. Różnicę widzę już po pierwszym użyciu a sięgam po niego tylko wtedy kiedy jest naprawdę źle.



Czy ma jakieś minusy? Tak, jeden i to dość spory. Jego zapach, niby owocowy ale bardzo sztuczny, pachnie dość kwaśno, tak jakby jego składniki nie potrafiły się zgrać. Co najgorsze, ten smród utrzymuje się długo, jest mocny i przebija zapachy innych produktów. Dlatego ląduje u mnie tylko na łydkach. Nie mogę przez to nic powiedzieć o jego wydajności, ale na łydki nie potrzebuję wiele ;) 


Lubię Soap&Glory ale to masło okazało się śmierdzącym niewypałem,zupełnie straciłam ochotę na eksperymentowanie z nawilżaczami tej firmy.

wtorek, 18 listopada 2014

Nowości kosmetyczne / MAC, LUSH, Urban Decay, Benefit

Jakoś tak wyszło, że comiesięczne posty o nowościach kosmetycznych przemieniły się ostatnio w posty publikowane co dwa tygodnie. Wiem, że oprócz zużyć, są to najbardziej popularne posty na blogach kosmetycznych ale czasami są ... trochę męczące. Muszę pomyśleć nad inną formą tych postów, bardzo podoba mi się jak robi to Zoila, ale to raczej nie zdałoby u mnie egzaminu. Dla rozluźnienia atmosfery chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ten suchy badyl, który widać na zdjęciach, jeszcze dwa miesiące temu był pięknie kwitnącym wrzosem ale moja własna mama zaczęła bawić się w przesadzanie kwiatów. Na całe szczęście jest lepszą mamą niż ogrodnikiem.



Jakiś tydzień temu miałam okazję znaleźć się w Debenhams podczas wieczora zniżek. To wtedy zrozumiałam, że ludzie dzielą się na tych, którzy okupują stoisko z darmowym jedzeniem/szampanem (ja) a tych, którzy przypatrują się pokazom makijażu. Kilkadziesiąt pierwszych szczęśliwców przy zakupach kosmetycznych otrzymało goody bag, w swojej znalazłam 75ml flakon perfum Hugo Boss Femme i trzy pełnowymiarowe produkty. BeneFitowy podkład Some Kind-a Gorgeous, niestety za ciemny, sypki podkład mineralny bareMinerals, dla mnie za zółty i bazę BB, też z bareMinerals, kilka tygodni temu kupiłam taką samą tylko ciemniejszą. Do tego kilka próbek perfum. Dobrze, że nie koczowałam pod Debenhams czekając na tą torebkę bo trochę bym się rozczarowała, dobrze, że zaprzyjaźniłam się z pracują tak makijażystką ;)


Przy okazji nabycia wanny nabyłam też LUSHowe bomby do kapieli. Wanna, tak samo jak kule, nie została jeszcze odpalona. Nie pamiętam już która jest która (łóżko takie ciepłe a kule tak daleko od niego), ale z tego co pamiętam to jest tu Sex bomb, chyba Avobath i chyba Honey bee. Pewnie się rozkruszą zanim zdecyduję się na kąpiel (hihi, brudasek) ale przynajmniej ładnie pachną.


MACowe świąteczne limitki jakoś mnie nie zachwyciły ale moje uwielbienie do księżniczkowych kolorów sprawiło, że szarpnęłam się na zestaw błyszczyków. Tak jak w zeszłym roku postawiłam na różowości, wyboru nie żałuję. 


A to co? Nieważne, i tak podepczę.

Urban Decay też się nie wysiliło ale jednak coś wpadło mi w oko ;-) zestaw sześciu mini szminek, różnych odcieni, i pełnowymiarowej konturówki wołał do mnie mamo. Dobra, nie wołał, tak tylko rzuciłam. Ładnie wygladają, nie wiem jak się sprawują, nie było czasu na testy.


Ostatni, tyci zestaw b.right! z tyci produktami do twarzy Benefit. Nie ukrywam, że wolę apteczną pielęgnację do twarzy ale mały skok w bok jeszcze nikogo nie zabił, co najwyżej wywołał wysyp pryszczy. 

Wziąć coś w wysokie obroty i o tym tu napisać? Co chciałybyście zobaczyć z bliska? 

poniedziałek, 17 listopada 2014

The 'Me Time' tag

Jakby się tak zastanowić to nie robiłam żadnego tagu od ho ho i jeszcze trochę. Jakoś tak się złożyło, że nic mnie przez ten czas nie zainteresowało. Nawet kilka dni temu pomyślałam, że muszę sobie coś przygruchać i zrobić małą przerwę od recenzji. Nie dalej jak przedwczoraj zostałam otagowana przez Żanetę do odpowiedzenia na The 'Me Time' Tag, temat jest lekki i przyjemny, czemu by się nim nie zająć w poniedziałkowy ranek? 



              Co oglądasz lub czytasz podczas swojego 'czasu dla siebie'? 

Przyznam, że częściej coś czytam niż oglądam. Jestem w mniejszości, która nie ogląda żadnych seriali, filmiki na youTube oglądam przed pójściem spać a raczej traktuję je jak usypiacze.Raz w tygodniu obejrzę z siostrą jakiś film na DVD ale raczej wolę słowo pisane ;)
W wolnej chwili przeglądam blogi, czytam książki na Kindle, przeglądam czasopisma, te w wersji papierowej jak i mobilnej.
              Co masz na sobie podczas czasu dla siebie? 
Gustownie miętowy, ciepły dresik lub równie gustowną, ciepłą pidżamkę i często ufaflunioną jedzeniem w gwiazdki/serduszka/jelonka Bambi.
              Jakich produktów kosmetycznych używasz podczas czasu dla siebie? 
Pewnie znowu znajdę się w mniejszości bo mając wolną chwilę nie nakładam na siebie 432773124896 kosmetyków, tylko jednego dnia zrobię sobie maseczkę, drugiego mogę nabalsamować się od stóp do głów, trzeciego, czwartego i piątego dnia nie zrobić nic bo mi się nie chce żeby dnia szóstego nałożyć bardzo ważną odżywkę do brwi i bardzo ważne plasterki peelingujące do nosa.
             Aktualnie ulubiony lakier do paznokci ... 
Aktualnie nie istnieje bo stan moich paznokci woła o pomstę do nieba.
            Co jesz/pijesz podczas czasu dla siebie?
Bezkofeinową kawę ze spienionym mlekiem sojowym a przegryzam ją jagodami goji. Taki żarcik. Nie należę do osób zdrowych i fit a wszystko co jest zdrowe według najnowszych trendów zazwyczaj mi nie smakuje. Wzdryga mnie na myśl o owsiance, wykrzywia mi się twarz kiedy widzę smakowe herbatki i kawki, najbardziej smakuje mi czarna, mocno słodzona herbata z plasterkiem cytryny czy normalna kawa a do zdrowych przekąsek najbliżej mi było kiedy przez pomyłkę kupiłam paluszki z sezamem zamiast solą i kiedy smażyłam prażoną kukurydzę na oleju kokosowym bo zabrakło zwykłego.
          Aktualnie ulubiona świeczka?
Wypadałoby sypnąć jak z rękawa tysiącem nazw Yankee Candle ale no, jakby to powiedzieć, sama nie palę żadnych świeczek. Zazwyczaj o tym zapominam, czasami coś powącham w sklepie i często doceniam świeczki, które odpala moja mama.
         Czy kiedykolwiek miałaś dla siebie czas 'na zewnątrz'?
Chodzę czasami na plażę, zdarza mi się też samej zrobić zakupy.
         Czy kiedykolwiek poszłaś sama do kina? 
Jeszcze mi się nie zdarzyło. 
          Ulubiony sklep online?
Nie mam jednego, top sklepu. Lubię jednak zaglądać na River Island, House of Fraser, feelunique czy Brown Thomas.
Coś do dodania? Co jeszcze robisz podczas swojego czasu dla siebie?
Reguluję brwi, bawię się z kotami i psami, planuję książkę dla dzieci, leżę na łóżku i wyobrażam sobie niestworzone rzeczy/patrzę tępo w ścianę. Można nawet powiedzieć, że zajmuję się niestandardowymi zajęciami, które blogerce nie uchodzą albo uchodziłyby gdyby ktoś też się do nich przyznał ;)

Nie będę nikogo wskazywać palcem ale zapraszam do zabawy te z Was, które chcą opowiedzieć trochę o sobie :) 




niedziela, 16 listopada 2014

MAC LE The Matte Lip / Fashion Revival

Szminka, szmineczka, szminunia. Nic nie poradzę na to, że je uwielbiam a im mocniejszy kolor tym lepiej. Ten koci typ tak ma. Średnio co miesiąc trafia do mnie produkt naustny, no nie mogę się wręcz powstrzymać i musi być stałym punktem zakupów kosmetycznych. Kilka tygodni temu sprawiłam sobie szminkę z MACowej limitowanej edycji The Matte Lip czyli cudowny odcień Fashion Revival (86zł/3g). 



Fashion Revival to ciemna, bardzo dojrzała a niemal przejrzała malina. Prawdziwy jesienny kolor, który tak mnie zachwycił, że od ponad tygodnia nie schodzi z moich ust.



Fashion Revival to mat jak się patrzy. Ma porządne, pełne krycie i równomiernie się rozprowadza. Szminka ma dość suchą konsystencję ale nie zauważyłam żebym musiała ją ciągnąć po ustach. 


O ile inne MACowe pomadki nie wysuszają moich ust o tyle Fashion Revival ma do tego niemałą tendencję. Od czasu do czasu podkreśla wyimaginowane suche skórki. Zupełnie mi to nie przeszkadza bo jestem dosłownie zakochana w tym odcieniu. Nie mogę nie wspomnieć też o trwałości, jest naprawdę wielogodzinna (ok. 8h) a kolor tak wżera się w usta, że można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że kolor utrzymuje się od jednego peelingu do ust do drugiego. 


Uwielbiam Fashion Revival, to naprawdę cudowny, jesienny kolor! Po jakie odcienie sięgacie podczas tych chłodniejszych miesięcy? 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...