wtorek, 29 grudnia 2015

Nowości

Z grudniowymi śmieciami  rozprawiłam się już kilka dni temu, pora na moje skromne nowości bo od takiego postu minęło zaledwie kilka tygodni. Ot tak, żeby Nowy Rok rozpocząć z czystym kontem. Idealnie byłoby gdybym zdążyła uporządkować jeszcze swój pokój ale nie wiem czemu jakoś mi się do tego nie spieszy ;) Nowości jest bardzo malutko, w większości to prezenty świąteczne a to co sama kupiłam to najpotrzebniejsze rzeczy.




Perfumy Marc Jacobs Oh, Lola! i akompaniujący im balsam do ciała to właśnie prezent. Do zestawu dołączona była też roletka tego zapachu ale zostałam z niej ograbiona. Już od dawna czaiłam się na ten zapach jednak zawsze było coś pilniejszego, ale w końcu jest mój :)


Od dłuższego czasu wszędzie widuję recenzje płynnego kamuflażu Catrice i w końcu trafił do mnie - odwiedziłam kilka szaf marki i dopiero za trzecim razem dorwałam ostatni egzemplarz w odcieniu 010 Porcelain. Nie wiem od ilu lat na liście zakupów miałam True Match z L'oreal, przegapiłam co prawda starą wersję ale w końcu zdecydowałam się na swoją własną buteleczkę podkładu (wcześniej podbierałam go siostrze;)) Ciężko było mi dobrać odcień bo testerów brak ale ostatecznie wzięłam 1D/1W Golden Ivory. Przy okazji wzięłam też puder Nude Magique BB Powder ale może być odrobinę za ciemny na zimę, ale to wyjdzie w praniu.


Szał na nude lips trwa i bez wahania przygarnęłam Soft Matt Lip Cream w odcieniu Stockholm z NYX. Według mojej przyjaciółki róż NYC w odcieniu 651 Riverside ma cudowny odcień, dlatego niedługo będę weryfikować jej teorię, przy okazji dostałam też konturówkę Rimmel 063 Eastend Snob, kolejny kolor typu my lips, but better. 

Znacie coś z moich nowości? Będę z nich zadowolona? Jakie macie plany zakupowe na najbliższy rok?

niedziela, 27 grudnia 2015

Zużycia kosmetyczne

Zawsze ubolewam nad tym, że przygotowania do Świąt trwają o wiele dłużej od samych Świąt, uwielbiam nicnierobienie połączone z wcinaniem moich ulubionych przysmaków. Zbliżający się koniec roku zmotywował mnie do zrobienia porządków w kosmetykach i w końcu moja toaletka wygląda przejrzyściej. Co prawda ostatnie denko pojawiło się zaledwie na początku miesiąca ale w Nowy Rok chciałabym wkroczyć bez śmieci i z czystym kontem tym bardziej, że przez miesiąc zdążyłam zużyć sporo kosmetyków.



Już nigdy, ale to nigdy nie sięgnę po zmywacz do paznokci Sally Hansen,  wersja do słabych paznokci jeszcze tylko pogorszyła stan moich pazurów. Scrub do ciała z Bomb Cosmetics przepięknie pachniał limonką a kawałki żurawiny jeszcze bardziej uprzyjemniały zdzieranie naskórka. Niestety nie udało mi się go dokończyć, nie używany przez dwa tygodni zbił się w jedną,wielką bryłę cukru. Olejek do ciała Skin Perfector Garnier Body był taki sobie KLIK, już do niego nie wróce.


Różana woda micelarna z Nuxe świetnie zmywała makijaż oczu i twarzy delikatnie przy tym pachnąc, ale zostanę przy micelu z Garnier, może nie pachnie tak ładnie ale demakijaż nim jest równie skuteczny, no i kosztuje odrobinę mniej ;) Maseczka The Face Shop z glinki wulkanicznej pamięta lepsze czasy, najwyższa pora jej się pozbyć chociaż miło ją wspominam. Nawilżający krem do twarzy Hydra+ z ROC miał lekką konsystencję, ekspresowo się wchłaniał i przyjemnie nawilżał.


O ile nie polubiłam szamponu i odżywki z serii John Frieda Sheer Blonde o tyle z przyjemnością używałam maski do włosów. Świetnie sprawdza się na włosach, które potrzebują dobrej opieki. 30ml buteleczka olejku Macadamia pozostawiła u mnie ambiwalentne uczucia, niby wygładza włosy ale nie jestem pewna czy nie działa tak samo jak tańsze olejki. Miniatura Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że moim włosom zupełnie nie odpowiada.


Benetint z benefit wyglądał lepiej na ustach niż na policzkach ale nadal bez szału. Zmęczona podkreślaniem brwi zdecydowałam się na domową hennę. Ta brązowa z Delia wyszła bardzo naturalnie. Szkoda tylko, że jest jej tak dużo a nadaje się do jednorazowego użytku. O Mineral Veil  z bareMinerals mówiłam już nie raz, warto się nim zainteresować. Równie ciepło wspominam puder do twarzy Naked Skin z Urban Decay KLIK chociaż do pudru wszechczasów troche mu brakowało. Mam podobne odczucia co do korektora z NYX KLIk, nie jest zły ale mógłby być lekko ulepszony. Bez żalu żegnam pomadkę ochronną Baby Lips z Maybelline. Nadal pamiętam pochwalne recenzje na ich cześć i nadal zastanawiam się co wszyscy w nich widzieli. I tak żegnam się z ubiegającym rokiem :)

Jak minęły Wam Święta?

piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Kochane, życzę Wam spokojnych, wesołych Świąt spędzonych w gronie najbliższych. Życzę Wam spełnienia Waszych najskrytszych marzeń i żeby ten świąteczny czas odgonił wszystkie smutki. Wypoczynku i szczęścia!

Ja wracam do mojego kawałka ciasta a Was zostawiam z odrobiną świątecznej atmosfery w moim domu:* Jak mija Wam pierwszy dzień Świąt?






środa, 23 grudnia 2015

MAC / szminka Velvet Teddy

Jakiś rok temu z hakiem Kylie Jenner pokazała się na Instagramie z nudziakowymi ustami i od razu pół świata oszalało na punkcie cielistych odcieni a ja nadal lubowałam się w moich mocnych kolorach. Do czasu ;) bo kilka miesięcy temu i mnie dopadł szał na usta nude. Szminki, błyszczyki, konturówki, nie potrafię się powstrzymać i sukcesywnie moja, nudna, kolekcja się powiększa. Wiedziałam, że moja pierwsza, świadoma nudna szminka będzie z MAC, no bo jakże by inaczej. Wybór padł na Velvet Teddy (86zł/3g), prawdziwą perełkę o matowym wykończeniu. 



Mimo nazwy, Velvet Teddy nie jest do końca matowy. Z łatwością sunie po ustach, nie wysusza ich, nie podkreśla suchych skórek i ma lekko satynowe, kremowe wykończenie. To chyba jeden z najbardziej niematowych odcieni w mojej kolekcji matów! Musicie przyznać. że ma dośc unikatowy kolor, to jasny brąz z czerwonymi tonami, jeżeli miałabym wyobrazić sobie misia to miałby on kolor tej szminki ;) Brąz na ustach nie zawsze wygląda dobrze ale myślę, że to taki dość bezpieczny i nadal nudny kolor.


Dzięki swojej kremowości i świetnej pigmentacji już jedna warstwa Velvet Teddy cudownie pokrywa usta. Poprawki zazwyczaj nanoszę po pięciu godzinach ale ten odcień zjada się bardzo naturalnie, zostawiając lekko zabarwione usta. 



Uwielbiam ten odcień na sobie, często łączę Velvet Teddy MACową konturówką w odcieniu Dervish (tak jak na zdjęciu), no i lubię sprawiać wrażenie, że mam jeszcze większe usta ;) Koniecznie muszę zrobić post o cielistych konturówkach!

Jakie produkty nosicie ostatnio na ustach? 

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Urban Decay / High Color Lipgloss

Uwielbiam makijaż za to, że za każdym razem możemy wyczarować na naszej twarzy coś innego. Nie ważne czy to konturówka o mniej lub bardziej bezpiecznym kolorze, nowy podkład czy błyszczyk po który, być może, zazwyczaj rzadko sięgamy? Uwielbiam podkreślać swoje usta ale najczęściej robię to właśnie za pomocą konturówki czy szminki a błyszczyki traktuję lekko po macoszemu. Kilka miesięcy temu trafiła do mnie nowość Urban Decay High Color Lipgloss w odcieniu Savage (89zł/6.5ml).



Savage to jeden z dziesięciu dostępnych w Polsce (tu w ofercie znajdziemy ich aż czternaście) i jest to dość jasny i chłodny, lekko rozbielony kolor gumy balonowej o kremowym wykończeniu. Krycie ma średnie ale można je stopniować i budować kolor. Niestety. Savage nie nakłada się równo, zostawia na ustach smugi i jak na błyszczyk, który powinnyśmy mogły nałożyć bez lusterka, potrzebuje trochę pracy. Na plus zaliczam dobrą trwałość - do pięciu godzin z jedzeniem i piciem i lekkie nawilżenie w ciągu dnia. Zjadając się, najpierw znika środek zostawiając tylko obrysowany blyszczykiem kontur ust. 



Formuła błyszczyka jest dość gęsta, lekko żelowa przez co wyciągając aplikator z buteleczki razem z nim wychodzą nitki błyszczyka tworząc lekki bałagan. Nie znoszę klejących się błyszczyków, o dziwo błyszczyk Urban Decay zaraz po aplikacji nie jest ani trochę klejący, w ciągu noszenia go na ustach robi się lepki ale mimo wszystko nie zbiera ani włosów ani żadnych paprochów.
Fajny jest za to aplikator, stożkowaty w kształcie pozwala na łatwe zaznaczenie łuku Kupidyna czy konturu ust.



Mimo swoich wad lubię ten kolor błyszczyka, nie wiem co to jest ale ma w sobie to coś chociaż wydaje się być ... bardzo zwyczajny.

Podoba Wam się ten kolor? Wolicie błyszczyki czy szminki? 

sobota, 19 grudnia 2015

Nowości kosmetyczne

Nagle zdałam sobie sprawę, że dawno nie było u mnie postu o zakupach, ale jakby to powiedzieć ... bardzo rzadko sobie coś kupuję. W końcu doszłam do tego, że nie potrzebuję nowego podkładu co tydzień czy siedemnastego bronzera w mojej kolekcji. Mam co prawda jeszcze kilka chciejstw, raczej nie zrezygnuję z kolejnych MACowych szminek (to już obsesja), ale będzie tego o wiele mniej.  Potrzebowałam kilku lat żeby do tego dojrzeć, ale nareszcie to się udało :)



Moja miłość do samoopalaczy trwa dlatego z przyjemnością testuję pHenomenal 2-3 Week Tan Mousse* i dołączoną do niego łapę do aplikacji z Vita Liberata. Do tej pory uwielbiałam samopalacz z St.Tropez ciekawa jestem czy Vita Liberata zrzuci go z tronu.


Wiem, że ten nowy róż trochę wyklucza co przed chwila powiedziałam, ale MACowa Melba chodziła za mną od bardzo długiego czasu, w końcu musiałam ją mieć. Mineralny bronzer Trystal Bronzing Minerals* to kolejny produkt przybliżający mnie do poznania Vita Liberata.  


W Superdrug znowu stanęłam przy szafie MUA co obrodziło w nowy rozświetlacz Undress your skin w odcieniu iridescent gold i pojedynczym cieniu do powiek electric purple. Ostatnio bardzo lubię fiolety na powiekach, mam też ochotę na coś różowego ale to już zachcianka .


Matowa pomadka w płynie w odcieniu Copenhagen z NYX chodziła za mną od ponad roku dlatego nie wahałam się ani sekundy kiedy w końcu udało mi się ją dorwać. Przechodzę teraz ogromną fascynację nudziakowymi ustami dlatego bez wahania sięgnęłam po szminkę Pure Colour w odcieniu 17 Camel z New Look, nawet jeżeli się okaże się być do niczego to kosztowała grosze. Nie mogłam być się bez nowej MACowej szminki, tym razem to jest  Mehr czyli my lips but better, który wypatrzyłam u siostry.


Mówiłam już, że uwielbiam nudne usta, prawda? Często sięgam też po konturówkę zamiast szminki i ostatnio testuję Pure Colour 17 z New Look, P.S. I love ... 06 z Penneys i Caramel Nougat z MUA.  Myślę właśnie nad zrobieniem postu o wszystkich nudziakowych konturówkach, które mam, myślę,
że mógłoby coś z tego być. A, kupiłam też Honey Berry z Essence żeby połączyć ją z Mehr. 

To wszystko co trafiło do mnie przez ostatnich kilka miesięcy ;) jak wyglądają Wasze najświeższe nabytki? 

czwartek, 17 grudnia 2015

Laboratorium Nova / Go Argan+ kiełki owsa, olejek do twarzy

Ostatnie egzaminy na uczelni zaliczone, pierniczki upieczone i w połowie udekorowane, mogą już być Święta. Co prawda deszczowa pogoda pozostawia wiele do życzenia ale co zrobisz Halinko, nic nie zrobisz, jak tylko stanie choinka powinno wtedy być bardziej zimowo i nastrojowo. Jak idą Wasze przygotowania do Gwiazdki?
Mimo że nie nigdy wcześniej nie używałam olejków do twarzy nie byłam ich wielka fanką, obawiałam się ich konystencji i tego jak moja, sucha, cera na nie zareaguje. Okazało się, że olejek do twarzy Go Argan+ kiełki owsa (49zł/30ml) z Laboratorium Nova * stał się moim ulubionym elementem pielęgnacji. 



Olejku używam co drugą noc, jest dość tłusty i odżywczy i nie do końca dobrze się wchłaniał stosując go co wieczór, miałam wtedy wrażenie, że więcej zostaje na poduszce niż na twarzy. Aplikując go co drugi dzień wchłania się szybko, zostawiając na twarzy delikatną tłustą mgiełkę. Uwielbiam zapach tego złocistego olejku, lekko przypomina mi zapach olejku do włosów MoroccanOil, chociaż na poczatku wydawał mi się bardzo intensywny teraz lubię czuć go na twarzy.



Jak już wspomniałam, olejku Go Argan+ używam tylko na noc nakładając go podczas masażu twarzy, jest bardzo bogaty i bałam się, że nie dogadałby się z makijażem gdybym używała go na dzień. Nie sądziłam jednak, że olejek do twarzy tak bardzo mnie zaskoczy! Moja skóra jest idealnie nawilżona, odżywiona, mięsista i wygładzona. Efekt widoczny był już po tygodniu, teraz ten efekt tylko się utrzymuje. Cofam wszystko to co wcześniej mówiłam/myślałam o olejkach,


30ml butelka z mrożonego szkła wyposażona jest w pompkę, która wypluwa idealną ilość olejku, który jest dość rzadki. Półtorej pompki wystarcza na masaż twarzy i szyi przez co olejek Go Argan+ jest bardzo wydajny.


Nie sądziłam, że olejek do twarzy zmieni moje podejście do pielęgnacji a jednak olejek Go Argan+ kiełki owsa zrewolucjonizował moją wieczorną rutynę. Moja skóra jest znacznie delikatniejsza, nawilżona i sprężysta.
Warto zaznaczyć, że Laboratorium Nova wspiera fundację Mam Marzenie a to kolejny dobry powód żeby wesprzeć tą polską markę.

Jak zawsze, wszyscy od dawna stosują olejki tylko ja jestem daleko w tyle ale jestem bardzo ciekawa jakich olejków używacie? 

piątek, 11 grudnia 2015

bareMinerals / korektor w kremie SPF20

Nie wiem jak Wy, ale często przechodzę okresy fascynacji daną marką wykupując wtedy połowę asortymentu. Nie inaczej było w przypadku kosmetyków bareMinerals, co zresztą da się zauważyć na blogu :)  Romans z tą firmę na razie uważam za zakończony ale zostało mi jeszcze kilka produktów, o których opinią chciałam się podzielić bo na próżno szukać ich recenzji w Internecie. Kremowy korektor SPF 20 (109zł/2g) w Polsce dostępny jest w trzech kolorach, w Debenhams znajdziemy aż osiem odcieni. 



Mój egzemplarz to Light2, drugi najjaśniejszy odcień, który w opakowaniu wydaje się być dość ciemny i pomarańczowy, na skórze wygląda już trochę jaśniej ale jako że korektora używam tylko do zakrycia niedoskonałości skóry pod oczami wolałabym coś bardziej jasnego. O ile po większość kosmetyków bareMinerals sięgam z przyjemnością tak ten korektor okazał się być słabym ogniwem firmy. Jest bardzo kremowy (co tu okazało się minusem), gęsty i osiada na skórze zamiast się w nią wtopić, chyba że korektora użyjemy tyle co kot napłakał ale wtedy nie ma żadnego efektu. Co prawda dużo zależy od metody aplikacji, gąbką wygląda to lepiej, palcem czy pędzelkiem masakrycznie ale jakbym go nie nałożyła po zdjęciu okularów zawsze znajdę na nich warstwę korektora.


W zależności od tego jak się go nałoży może wejść w linie i podkreślić delikatne zmarszczki. Na szczęście nie tworzy skorupy pod oczami i całkiem dobrze zakrywa niedoskonałości ale to nie wystarcza żeby kiedyś do niego wrócić i spokojnie go polecić bo szału naprawdę nie ma.


Możecie polecić jakiś fajny korektor? 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Yes to Carrots / odżywiający krem do rąk

Przyznam się, że rzadko sięgam po krem do rąk. Jestem na to za leniwa i nawet kiedy nawilżam ręce regularnie to po pewnym czasie odstawiam wszystkie eliksiry żeby za chwilę znowu borykać się z przesuszoną skórą rąk. A jak trwoga to do ... kremu ;) Ostatnio mniej lub bardziej intensywnie testowałam odżywiający krem do rąk i łokci z serii Yes to Carrots (ok.35zł/200ml), z linią Yes to... spotkałam się już wcześniej i miałam z nią całkiem dobre wspomnienia dlatego wobec kremu miałam dość wysokie wymagania.




Według zapewnień producenta krem do rąk i łokci jest w 98% naturalny ale niestety, patrząc na skład nie jestem w stanie tego zweryfikować. Krem nie ma w sobie nic z wodnistości, wręcz przeciwnie,  jest gęsty i treściwy, mimo wszystko eskpresowa się wchłania. Nie zostawia po sobie lepkich dłoni co zdarza się wielu kremom. Ciężko zidentyfikować mi jego zapach, jest bardzo pudrowy ale nie nachalny czy drażniący. Krem zamknięty jest w wielkiej 200ml tubie, której chyba nigdy nie uda mi się zużyć bo krem jest bardzo wydajny.


Czy nawilża? Tak ale nie jest to głębokie nawilżenie, ot takie, które pozwoli na utrzymanie rąk w przyzwoitym stanie ale na pewno nie byłby w stanie poradzić sobie z naprawdę suchymi dłońmi.



Krem do rąk Yes to Carrots to raczej lekki krem, który nie spełni wymagań suchej i wymagającej skóry, ale raczej sprawdzi sie u tych z Was, które nie potrzebują mocnego nawilżenia.

Jakich kremów do rąk używacie?

sobota, 5 grudnia 2015

Bourjois / Rouge Edition Velvet, Ole Flamingo

Nie wiem dokładnie kiedy zakochałam się w matowych pomadkach, ale na pewno trochę wcześniej zanim stały się one tak popularne- teraz w ofercie każdej marki i na toaletce każdej z nas znajdziemy matowe szminki. Nie ukrywam, że jestem wielką fanką matu z MAC ale co jakiś czas zdarza mi się mały skok w bok a  takim skokiem była ostatnio szminka Rouge Edition Velvet z Bourjois (50zł/6,7ml).


Uwielbiam nie tylko matowe wykończenia ale też wyraźne kolory dlatego sięgnęłam po odcień 05 Ole Flamingo! , który jest fajną, rzucającą się w oczy ale nie wyzywającą, fuksją. To, co bez wątpienia odróżnia matowe szminki jest ich trwałość. Nie inaczej jest w przypadku Rouge Edition Velvet - pigment wżera się w usta, ale mają też swoje minusy. Usta odznaczają się na filiżankach, a po pięciu godzinach zjada się środek ust pozostawiając zaznaczony kontur, takie domowe ombre ;)


Na duży plus zasługuje jednak formuła pomadek Bourjois są lekkie, a na ustach dają bardzo miękki, niemal welurowy efekt, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Rouge Edition Velvet nie zastyga od razu i z łatwością można nanieść poprawki. Niestety aplikator nie należy do precyzyjnych i nie mogę zaznaczyć łuku Kupidyna tak jak lubię. Oczywiście, kolor można stopniować od delikatnego do mocniejszego efektu.



Czy Rouge Edition Velvet wysusza usta? Nie, chociaż zauważyłam, że bardzo rzadko miewam problemy z suchymi ustami podczas używania matowych formuł. Ot, wszystko zależy od naszych ust ;)


Wiem, że pomadki Bourjois Rouge Edition Velvet mają wielu zwolenników, ja podchodzę do nich bardzo neutralnie bo mój egzemplarz nie rozkochał mnie w sobie na tyle żeby mieć wszystkie kolory, chociaż mam jeszcze ochotę na jakiegoś nudziaka.

Miałyście już okazję przestować te pomadki? 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...