Kosmetyki mineralne poznałam kilka lat temu, wtedy jeszcze jako bierny obserwator blogów kosmetycznych gdzie każda blogerka zachwycała się minerałami. Mimo wszystkich pozytywnych recenzji nie byłam do nich przekonana, nie czułam się na siłach do tej, jak mi się wtedy wydawało, skomplikowanej aplikacji. I w takim bezminerałowym stanie wytrzymałam do początku tego roku kiedy coś mnie tknęło i stwierdziłam, że czemu by nie spróbować. Do zakupu przekonała mnie też moja siostra, która zarzekała się, że odkąd kupiła podkład mineralny nie używa żadnych innych podkładów. Zdecydowałam się na zestaw startowy bareMinerals w kolorze light (269zł).
Według informacji na pudełku 98% osób testujących te produkty stwierdziły, że skóra po aplikacji podkładu jest bardziej miękka, gładka i wygląda młodziej a 90% uważa, że przy regularnym użyciu stan skóry twarzy o wiele się polepsza.
W skład zestawu wchodzą 3 pełnowymiarowe pędzle, dwie miniatury podkładu w różnych odcieniach, puder do wykończenia makijażu, baza pod podkład i bronzer.
Max Coverage Concealer Brush to nic innego jak syntetyczny pędzel do precyzyjnej aplikacji korektora ( w tej roli sprawdza się też sam podkład), Full Flawless Face Brush może być używany do aplikacji każedgo sypkiego produktu, ja wolę nakładać nim podkład i puder a Flawless Face Brush używam do nakładania bronzera. Dwa duże pędzle to naturalne włosie, z którym miałam na początku trochę problemów. Włoski wypadały, przy każdej próbie makijażu miałam twarz we włoskach a przy pierwszy myciu wypadła spora kępka włosów. Z każdym myciem pędzle coraz bardziej się rozcapierzały ale, o dziwo, o wiele lepiej się z nimi pracuje i lepiej rozprowadzają sypkie produkty.
Zapomniałam dodać, że w pudełku znalazłam też dvd z wskazówkami odnośnie aplikacji ale o wiele bardziej pomocna okazała się wizyta u konsultantki
bareMinerals i jeżeli jesteście zainteresowane tymi produktami i macie taką możliwość serdecznie polecam taką konsultację. Mi rozjaśniła sporo ale o tym za chwilę. Owa konsultantka poinformowała mnie też, że produkty tej firmy składają się z samych dobroci? Dzięki nim, te kosmetyki są tak zdrowe, że można w nich spać i nie budzić się z niespodziankami. Informację potwierdzam, przydarzyło mi się to kilka razy i nie zaatakowali mnie żadni nieprzyjaciele.
Zacznijmy od bazy, 15ml miniatura
Prime Time okazała się klapą. W Internecie zbiera same pozytywne opinie ale zupełnie się u mnie nie sprawdziła. Cera zawsze robiła się tłusta, nie ważne jaki krem miałam pod spodem, na twarzy tworzył się tłuszcz, w sytuacji kryzysowej mogłabym nawet smażyć placki na buzi.
Nie muszę więc chyba wspominać, że tak tłusta twarz po aplikacji sypkiego podkładu mineralnego wyglądała bardzo
estetycznie? Nie ważne jak lekko/mocno machałam pędzlem, jak mało/dużo podkładu nakładałam podkład na twarzy zmieniał się w ciasto. Czasami od razu po aplikacji, czasami kilka godzin po. Jedynie czasami kiedy nakładałam bardzo cienką, niemal nieistniejącą warstwę wyglądałam jako tako ale wtedy nie krył nic a nic. Nawet kiedy wyżej wymieniona konsultantka nałożyła mi makijaż pojawił się ten problem. Muszę jednak przyznać, że w chłodne dni, bez
Prime Time a jedynie z nałożonym filtrem Vichy zachowuje się odrobinę lepiej. Kryje, delikatnie rozświetla, i twarz wygląda jakoś lepiej, trochę jakbym machnęła sobie Photoshop. Muszę jednak wyczuć ten dzień bo niestety, lubi też podkreślić powiększone pory. Mimo wszystko doceniłam te wszystkie zdrowe, mineralne właściwości po przebytej ospie ;-) bo bałam się używania mocnych, zwykłych podkładów.
Puder, a może
Original Mineral Veil w duecie z mineralnym podkładem zachowuje się tak sobie, potrafi spotęgować efekt ciasta. Jednak zdarza mi się go użyć w połączeniu ze zwykłymi podkładami i tu sprawuje się idealnie, daje bardzo naturalny efekt.
No i bronzer, czy może
warmth, mocno napigmentowany, trzeba uważać żeby nie przesadzić przy aplikacji. W słoiczku można dopatrzyć się drobinek, na twarzy nie są zbyt widoczne aczkolwiek coś się tam nienachalnie dzieje. O wiele bardziej lubię sięgać po niego kiedy nie używam mineralnego podkładu.
Przygodę z sypkimi minerałami ogłaszam fiaskiem. Nie dla mnie machanie pędzlem i martwienie się o ciasto na twarzy. Ale o ile nie siegnę po pełnowymiarowe opakowanie podkładu mineralnego o tyle zastanowię się nad pudrem. Tym bardziej, że idealnie dogaduje się z nowością bareMinerals czyli podkładem w płynie ale o tym kiedy indziej.