piątek, 29 sierpnia 2014

Catrice / limitowana kolekcja Le Grand Bleu

Często zaglądam do szaf marek drogeryjnych jednak bardzo rzadko sięgam po takowe produkty. Czemu? Sama nie wiem, chyba zazwyczaj nic mnie nie zachwyca a do tego mam chwilowy przesyt kosmetykami. Muszę jednak przyznać, że lubię oglądać limitowane kolekcje Catrice, według mnie są o wiele ciekawsze i mniej dziecinne od Essence ;-) Do szafy Catrice przydreptałam co by obejrzeć nową limitkę Le Grand Bleu, tak sobie zesłoczowałam dwa produkty i byłam pod ich wielkim wrażeniem, odwróciłam się i obiecałam sobie, że po nie wrócę. Nie wróciłam i przez kolejne dwa tygodnie plułam sobie w brodę, że nie kupiłam ich od razu - kiedy znowu wybrałam się na zakupy miałam jeden cel: wrócić po cień w kredce Mermaid It i rozświetlacz w pisaku Go with Glow.




C04 Mermaid it (€4.29/1.5g) to przepiękny, miedziano brązowy cień o metalicznym wykończeniu. Noszę go na powiece solo dla intensywnego efektu lub go rozcieram uzyskując lekką, rozświetlającą poświatę. Cień wyróżnia się niesamowitą trwałością, bez bazy wytrzymuje w nieskazitelnym stanie przez 8 godzin. Mermaid it jest bardzo miękki, jak masełko sunie po powiece. Kredka należy do tych grubszych i plusem jest fakt, że jest wysuwana bo nie znoszę temperowania ;-) W ofercie dostępne są trzy inne kolory ale wydały mi się jakieś wypłowiałe.




Rozświetlacz w pisaku Go with Glow dostępny jest tylko w jednym odcieniu C01 Black's Pearl (€4.49/1.8ml). Piękne, perliste rozświetlenie, które można stopniować i które nie tworzy nieestetycznych plam na twarzy. Fantastyczny efekt, tak jak w przypadku cienia w kredce,  utrzymuje się cały dzień.  Kolorystycznie to tańszy odpowiednik słynnego High Beam z Benefit a może nawet jest odrobinę ładniejszy :-) Na pewno warto na niego spojrzeć w drogerii.  

środa, 27 sierpnia 2014

Sierpniowy Chic Treat Club

Koniec miesiąca oznacza kilka rzeczy. Jedną z nich jest dostawa najświeższego pudełka z kosmetykami. Niestety, Powderpocket, który przedstawiałam przez ostatnich kilka miesięcy zwinął manatki i została mi subskrypcja Chic Treat Club. O tym pudełku pisałam już w zeszłym miesiącu a jeg zawartość bardzo przypadła mi do gustu dlatego zdecydowałam się kontynuować subskrypcję. Wczoraj kurier dostarczył mi sierpniowe pudełko w którym znalazłam cztery pełnowymiarowe produkty, jedną saszetkę i dwie spore miniatury. 







Brazylisjkie błoto, awokado i owoce acai schowały się w maseczce z Montagne Jeunesse. Niby maseczek nigdy za mało a jednak większość z nich leży bezużytecznie w koszyczku. Podejrzewam, że za jakiś czas po nią sięgnę bo letnie ekscesy sprawiły, że moja skóra potrzebuje trochę miłości i opieki. Maseczka warta jest 1.99 euro.



Dwie miniatury z Thalgo - 30ml żel pod prysznic warty 4.50 euro i mleczko do ciała warte 7.80 euro. Pachną ... naprawdę morsko. Nie wiem czy mleczko przypadnie mi do gustu bo nie do końca lubię takie konsystencje. Wolałabym, co prawda, inne produkty z oferty tej firmy ale nie jest to coś czego nie wykorzystam.



Glimmer Glow od Kubiss London, podejrzewam, że warty jedynie 2-3 euro, to rozświetlający bronzer. Jakoś tak to nie moja bajka, zbyt wiele drobin, za duże rozświetlenie. Chyba oddam w lepsze ręce.



Według ekipy Chic Treat Club, pędzle do makijażu Beter będą miały swoją premierę dopiero we wrześniu. Nie wiem jak z tym jest bo jeden pędzel kupiłam już na fajnej promocji w lipcu ;-) przy okazji, pędzelek do brwi jest świetny, jeżeli macie do nich dostęp - polecam. W pudełku dostałam pędzel do wszystkiego, warty 16.99 euro. Pomiziałam się nim po twarzy, jest miękki i bardzo przyjemny w dotyku.  Prawdopodobnie będę go używała do pudru. 



Ostatni produkt z tego pudełka to base i top coat w jednym od Kiss, warty 5 euro. Wolalałabym coś innego, jak np. nawilżający balsam do skórek co nie znaczy, że nie wypróbuję tego produktu. 

Za pudełko zapłaciłam 15euro, jego wartość wynosi niecałe 40 euro. Czy jestem z niego zadowolona? I tak i nie. Mam za to nadzieję, że wrześniowe pudełko okaże się trochę lepsze. 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wygraj paletkę In The Buff

Lubię robić prezenty dlatego przez najbliższe trzy tygodnie paletka cieni do oczu In The Buff będzie szukała dobrego domu :)



Aby wziąć udział w rozdaniu wystarczy być publicznym obserwatorem bloga i odpowiedzieć na pytanie Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem? Wszystko inne jest już bardzo opcjonalne ale przynoszące dodatkowe dwa punkty.
Rozdanie trwa od dzisiaj do 19 września, wyniki podam w ciągu pięciu dni.


                                                                                    Powodzenia!




niedziela, 24 sierpnia 2014

Benefit / Erase Paste

Jeżeli istnieje ktoś kto nie musi używać korektora - szczerze gratuluję i zazdroszczę. Nie żebym ja sama była nieszczęśliwie obdarzona ciemnymi podkówkami pod oczami ale odrobina photoshopa przy aplikacji makijażu zawsze sprawia, że lepiej się prezentuje. Zdążyłam przetestować już kilka korektorów, najlepiej wspominam Benefitowy Fake Up a jakiś czas temu w obroty wzięłam produkt z tej samej stajni - Erase Paste (115zł/4.40g).



Erase paste to rozświetlający korektor pod oczy dostępny w trzech odcieniach. Ja zdecydowałam się na najjaśniejszy Fair, który w słoiczku wygląda dość ciemno i, nawet, lekko pomarańczowo. Po aplikacji staje się bardzo jasny i pozostawia perlisty połysk. Właśnie przez to nie pokusiłam się o użycie go na twarzy.



Na skórze jest odrobinę tłusty ale oprószenie go pudrem załatwia sprawę. Trzeba też uważać żeby nie nałożyć zbyt dużo tej pasty kamuflującej bo lubi wtedy zebrać się w liniach (zmarszczkach)? 
Często noszę go przez kilkanaście godzin i nigdy nie zauważyłam żeby wysuszył mi tą delikatną okolicę pod oczami.




Erase Paste ma gęstą, kremową i trochę tępą konsystencję. Nakładanie go opuszkiem palca trochę go ogrzewa ale nadal brakuje mu poślizgu. Często sięgam też bo zbity pędzel z RT i ten też gładko rozprowadza pastę cienką warstwą. Wspomniałam, że nie mam dużych cieni pod oczami ale Erase Paste całkowicie maskuje to co mam, ujednolica koloryt skóry i daje ten perłowy połysk o którym wspominałam. 


Minusy? Trzeba poświęcić trochę więcej czasu aplikacji, cena nie należy do najniższych a do tego słoiczek jest cholernie niewymiarowy a jak ktoś zgubi dołączoną szpatułkę i musi wydłubywać Erase Paste pazurem to ma już przekichane.

czwartek, 21 sierpnia 2014

LRP Hydreane Riche / nawilżający krem do twarzy

Znalezienie kremu do twarzy, który zasłużyłby na miano idealnego to nie lada gratka. Swoje poszukiwania zakończyłam w styczniu bo to wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę na ofertę La Roche Posay. Zaczęło się bardzo niewinnie bo od kremu Effeclar Duo, który, według mnie, potrzebował towarzystwa czegoś dość dobrze nawilżającego. W ciemno postawiłam na Hydreane Riche (59zł/40ml) i to był strzał w dziesiątkę.


Mała, niepozorna tubka a skrywa w sobie prawdziwego cudotwórcę. Koi i uspokaja skórę, pozostawia ją sprężystą i ujędrnioną, widać, że jest o wiele zdrowsza. Idealnie nawilża, zapobiega suchym skórkom, sprawia, że skóra twarzy wygląda na pozbawioną niedoskonałości.
Hydreane Riche to też krem idealnie współgrający z makijażem, chociaż preferuję używanie go na noc. W ciagu kilku minut wchłania się w cerę, zostawiając ją matową. Podkład rozprowadza się na twarzy z łatwością i wspaniale wtapia się w skórę.



Hydreane Riche pachnie przyjemnie i nienachalnie. Jednak sporym problemem jest tu wydajność tego kremu, która przy codziennym stosowaniu jest równa zeru. Po pierwszym opakowaniu kremu używam go teraz co drugi dzień, żeby mieć wszystko pod kontrolą. Właśnie kończę drugie opakowanie i wiem, że sięgnę po trzecie bo Hydreane Riche jest tego warty.

środa, 20 sierpnia 2014

Przypomnienie o rozdaniu / Wygraj pomadkę MAC

Do końca rozdania zostały już tylko trzy dni więc jeżeli macie ochotę na szminkę Impassioned z MAC zapraszam tutaj :
http://liloddiette.blogspot.ie/2014/07/wygraj-pomadke-mac-impassioned.html



A ja wracam do chorowania ;-)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Benefit / Big Easy

Najpierw przymusowy, dwutygodniowy odwyk od makijażu, 
potem niekończące się upały. Nic dziwnego, że świadomie zrezygnowałam z ciężkich podkładów na rzecz delikatnego wyrównania kolorytu cery. Na dość sporej promocji dorwałam Big Easy z Benefit (169zł/35ml), który wedle zapewnień miał być lepszy od kremów BB. 




Z pięciu dostępnych odcieni wybrałam 02 light, który idealnie wstapia się w cerę. Nie spodziewajmy się tu jednak mocnego krycia bo Big Easy jedynie pokrywa twarz mgiełką wyrównującą koloryt. W ciągu dnia nie zmienia koloru.
Z racji swojego pudrowego, suchego wykończenia pan lepszy od BB przeznaczony jest do tłustej cery, której jako tako nie posiadam - jeżeli coś mi się tłuści na twarzy to tylko czoło. Bałam się więc, że przesuszy te suche partie. Na szczęście nic takiego nie zauważyłam.



Niestety, po 2 godzinach zaczynam się świecić niemiłosiernie (przy innych produktach tak nie mam!) a w porach na nosie, których tak naprawdę nie mam, zbiera mi się ten świetny niby BB. Nawet próbowałam kiedyś lekko oprószyć pudrem to nieszczęsne czoło ale zastałam efekt maski dlatego z pomysłu zrezygnowałam. 
Po 5 godzinach nie mam już nic na twarzy, Big Easy się ściera, znika.





Spodziewałam się wielkiego hitu - tak, Big Easy niekomedogenny, beztłuszczowy i posiada wysoki filtr SPF 35 PA +++,  ale to za mało bo niestety niczym mnie zaskoczył a rozczarował. Jestem coraz bardziej skłonna stwierdzić, że Benefit to tylko ładne opakowania a jedyne co ta marka ma do zaoferowania to dobre róże. 

sobota, 16 sierpnia 2014

MAC Duchess Quad / kolekcja Sharon Osbourne

Część druga i, niestety, już ostatnia recenzji produktów, które weszły w skład MACowej limitowanej kolekcji pań Osbourne. Gwoli przypomnienia, nie udało mi się dorwać niczego co podpisane by było imieniem Kelly,  a o różu do twarzy Peaches and Cream pisałam o tu http://liloddiette.blogspot.ie/2014/08/shar.html. Na deser zostawiłam sobie poczwórną paletkę cieni Duchess (181zł). 



W niezbyt uroczej a nawet nieco tandetnej czerwonej kasetce znajdziemy cztery następujące cienie o różnych wykończeniach:
Sweet Eyes (veluxe pearl) - perłowy, szampański kolor (LE) 
Sexy Eyes (veluve pearl) - miękki, ciepły brąz (LE) 
Femme Fatale (satin) - złocisty brąz (LE) 
Embark (matte) - bordowy brąz



Pierwsze trzy odcienie cechują się dobrą pigmentacją, idealnie się ze sobą blendują, mają niemal masełkowatą konsystencję. Najlepszą pigmentacją cieszy się jednak Embark choć jego konystencja oscyluje na granicy mokry ale bardzo suchy





Duchess quad utrzymana jest w mojej kolorystyce i nie ukrywam, że paletka sygnowana imieniem Kelly a zachowana w fioletach nie spowodowała szybszego bicia serca. 



Też sięgacie po tak bezpieczne kolory? 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...