I jest. Z dość dużym opóźnieniem bo po zeszłomiesięcznym pudełku, które bardzo mnie rozczarowało i o którym pisałam
tu KLIK zrezygnowałam z prenumeraty GB. Nie chciałam płacić za coś co znowu mogło okazać się niewypałem i chciałam poczekać aż zobaczę co dostały dziewczyny zanim cokolwiek zamówię. Zawartość, którą widziałam na blogach nawet mi się spodobała i stwierdziłam, że zaryzykuję. Kliknęłam i dziś rano dostałam listopadowego GlossyBoxa.
W pudełku znalazłam 3 pełnowymiarowe kosmetyki, jedną dość sporą i trzy mniejsze miniaturki. Dla przypomnienia dodam, że w zeszłym miesiącu dostałam jedynie jeden pełnowymiarowy produkt a pozostałe cztery próbeczki były śmiechu warte.
Niestety, ekipa GlossyBox nie dodała ulotki i żeby poznać ceny produktów będę musiała wspomóc się informacjami z Internetu.
Już w weekend wiedziałam co dostanę - podejrzałam ankiety na stronie GB. Ale tego produktu
Vichy zupełnie się nie spodziewałam. Miałam dostać płatki do zmywania lakieru z paznokci ale prawdopodobnie nie mieli ich już na stanie i dostałam
Normaderm 3in1 cleanser. Można go używać na trzy sposoby: maseczki, czyścika i scrubu do twarzy. Oprócz żelu do mycia twarzy nie miałam nigdy innych produktów z tej serii więc chętnie zobaczę z czym to się je i czy przypadnie mi do gustu. Pełnowymiarowy 125ml produkt kosztuje około 15 euro - ja dostałam 50ml czyli całkiem przyjemna pojemność.
I znowu
Vichy. Tym razem seria
Idealia. Dostałam dwie 3ml próbki
serum, które już znam. Użyłam próbki w zeszłym miesiącu i ten produkt nie bardzo mi się spodobał. Okropnie wałkował mi się na twarzy ale możliwe, że coś było z nim nie tak. Zobaczę jak sprawdzi się teraz. Trzecia, też 3ml, miniaturka
wygładzającego i rozświetlającego kremu do twarzy dobrze się zapowiada. Zdążyłam już użyć tego kremu i pozostawił całkiem dobre wrażenie. Pełnowymiarowe 30ml opakowania każdego z tych produktów, kosztuje jakieś 30 funtów.
Kakaowo pistacjowy
krem do rąk od
Yves Rocher pachnie zabójczo apetycznie - aż chce się go zjeść. Co prawda, uczucie nawilżenia pozostaje tylko na kilka godzin ale za ten zapach mogę mu to wybaczyć. Krem powędrował już do mamy bo mam już spory zapas produktów tego typu. Ten pełnowymiarowy kosmetyk kosztuje 2 funty.
Na koniec zostawiłam to, co lubię najbardziej czyli kolorówkę.
Pomadka GOSH w odcieniu na jaki polowałam od dawna -
Sundown. Soczysta pomarańcz, która na ręku nie jest zbyt kryjąca ale nadal daje po oczach. Nie udało mi się jeszcze zobaczyć jak wygląda na ustach. Niestety, przez ostatnie przymrozki, od których już się odzwyczaiłam, sprawiły, że moje usta trochę się posypały ;) pracuję jednak nad tym problemem i już niedługo powinnam dokładnie przetestować pomadkę. Kolor wydaje mi się jednak być bardziej odpowiedni na lato niż na zimę ale małe testy muszą być ;)
To pełnowymiarowy kosmetyk, który kosztuje 7 funtów.
I produkt, którego cena mnie zabiła - 17 funtów. Toż to więcej niż mój ukochany MAC i dlatego będe mieć wysokie wymagania.
Cień do powiek od
Emite (chyba dostałam kiedyś zalotkę tej firmy?). Wydaje mi się, że się zaprzyjaźnimy. Odcień szampańsko idealny do rozświetlania, a sam cień jest mraśnie satynowy w dotyku i słoczowanie na ręku było dosyć przyjemne. Jestem na tak!
Zdjęcie do najlepszych nie należy ale można dostrzec zesłoczowany cień i pomadkę.
Jestem naprawdę zadowolona z tego pudełka a jeszcze bardziej zadowolona jestem z faktu, że następne pudełko dostanę za free. Uzbierało już mi się wystarczająco dużo punktów GB - ciekawa jestem czy grudniowe pudełko znowu pozytywnie mnie zaskoczy. Ze strony GB wiemy już, że w każdym pudełku znajdzie się pełnowymiarowy kosmetyk Maybelline. Nie pogardzę kolejną szminką ;) Co myślicie o tym pudełku?
Buziaki,
Gosia