W styczniowym poście o zakupach miesiąca wspomniałam, że w moje ręce trafił kolejny LUSHowy produkt -
Ultrabalm czyli trzyskładnikowy balsam do wszystkiego. Wiele osób uważa, że jak coś jest do wszystkiego to tak naprawdę jest do niczego dlatego nie mogłam się doczekać, żeby przeprowadzić mały eksperyment i sprawdzić jak sprawuje się on u mnie :)
Tak, tak,
Ultrabalm to prawdopobnie jedyny kosmetyk z tak krótkim składem jaki kiedykolwiek u mnie zagościł.
Olej jojoba - zawiera m.in. witaminę A, E, F, występuje w naturalnym płaszczu tłuszczowym skóry i chroni ją przed utratą wody. Nawilża, natłuszcza, odżywia i zawiera naturalny filtr słoneczny.
Wosk kandelila - koi i wygładza skórę.
Wosk różany - także ma właściwości kojące skórę.
I tyle :) zdaję sobie sprawę, że dla niektórych może to być coś co można łatwo zrobić w domu ale ja nie mam ochoty na bycie alchemikiem i wolę takie coś kupić.
Zapach tego pana niestety nie należy do najprzyjemniejszych, czuć coś różanego i coś bliżej niezidentyfikowanego. Z tego co wyczytałam może to być wosk kandelila, który podobno ma dość specyficzny zapach.
Stosowałam go na różnych częściach ciała. Zaczynając od twarzy gdzie wspaniale rozprawił się z moimi suchymi skórkami. Nie nadawał się jednak do używania w ciągu dnia, pod makijaż. Skóra twarzy była tłustawa, świeciła się ale za to na noc był jak znalazł. Po każdym użyciu czuję się nawilżona i nie muszę się martwić o żadne sucharki na twarzy. Skoro jesteśmy przy twarzy to muszę wspomnieć o tym, że jest idealny jako balsam do ust, które są wtedy mięciutkie i gotowe do całowania ;)
Znalazłam też dla niego kolejne zastosowanie - krem do stóp. Moje stopy powoli wybudzają się z zimowego snu przez który, niestety, nie są w świetnym stanie. Kilka nocy z balsamem i skarpetkami na stopach i już wyglądają one o wiele lepiej. Czyżbym trafiła na ideał? Niestety, nie ma tak dobrze. Skuszona pomysłem ekipy LUSHa coby nałożyć trochę i na włosy, okropnie się zawiodłam. Nie nałożyłam go dużo, odrobinka na puszące się końcówki a za chwilę miałam sklejone w strąki włosy. Żeby dodać tej całej akcji odrobinę pikanterii, za cholerę nie mogłam włosów rozczesać, dopiero mycie rozwiązało sprawę. O nie, nie panie
Ultrabalm od moich kudłów wara!
Na zdjęciu balsam wygląda na bardzo zwarty i twardy, prawda? W rzeczywistości jest miękki, łatwy do wydobycia z tego jakże poręcznego opakowania. Jest łatwy w rozsmarowaniu, woski i oleje zawarte w nim roztapiają się pod wpływem ciepła i tak jak wspomniałam, jest tłusty.
Nie używam go codziennie ale dosyć często a zużycia w ogóle nie widać. Nie sądzę, że będę kiedykolwiek przeklinać jego wydajność ;) 45g kupiłam za około 10 euro i uważam jego cenę za rozsądną biorąc pod uwagę jego właściwości.
Na pewno nie jest to balsam, który pasowałby każdemu. Za to ja mogę go polecić każdemu kto ma problemy z jakąkolwiek suchą częścią ciała i kto nie zwraca zbyt dużej uwagi na zapach produktów tego typu. Ja, oprócz wpadki z włosami, jestem z niego bardzo zadowolna.
Znacie ten produkt LUSHa? A może też używacie wielofunkcyjnych kosmetyków tego typu z innych firm?
Buziaki,