Już za momencik, już za chwilę ... Kończy się moje urodzinowe rozdanie!
Jeżeli nie wzięłyście jeszcze w nim udziału a macie ochotę na kosmetyki takich firm jak MAC, Soap&Glory czy Man'n'Tail zapraszam Was tutaj KLIK KLIK KLIK :)
Buziaki!
piątek, 30 sierpnia 2013
środa, 28 sierpnia 2013
TAG:50 faktów o mnie
W końcu i ja zdecydowałam się na zrobienie tego TAGu bo zrobił go już prawie każdy. Uwielbiam czytać o nietypowych faktach o Was dlatego i ja zdecydowałam się na podzieleniu się z Wami moimi mniejszymi i większymi sekretami. Ale 50 faktów podzieliłam na dwie części - dzisiejsza będzie w języku polskim a ta druga po angielsku. Myślicie, że to dobry pomysł?
Zapraszam do obejrzenia filmiku KLIK KLIK KLIK KLIK KLIK
Dajcie znać czy Wasze fakty pokrywają się z moimi :)
Buziaki,
Zapraszam do obejrzenia filmiku KLIK KLIK KLIK KLIK KLIK
Dajcie znać czy Wasze fakty pokrywają się z moimi :)
Buziaki,
piątek, 23 sierpnia 2013
Królewskie nawilżenie - krem do twarzy LUSH Imperialis
Do tej recenzji zbierałam się dosyć długo bo będę opisywać produkt, który ani nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia ani nie zrobił mi krzywdy. Po prostu był. Ale w internetach nie widziałam zbyt wielu recenzji tego kremu więc pomyślałam, że poniosę kaganek oświaty bo może kiedyś ktoś będzie zainteresowany kremem do twarzy Imperialis z LUSH.
Chciałam tu zauważyć, że na opakowaniu mamy informację, że jest to krem do każdego typu skóry a na stronie LUSHa jest wyszczególnione, że jest idealnydo skóry normalnej do przetłuszczającej się. Powiedzmy, że mam w miarę normalną cerę ale jak sie tak teraz zastanawiam to za cholerę nie wiem czym się kierowałam wybierając ten krem.
Nie czuję się na siłach żeby rozłożyć skład na części pierwsze. Wiem co jest w środku (hue hue, jasne, że wiem skoro wszystko jest napisane ;)) ale nie mam pojęcia jakie, tak naprawdę, te składniki mają właściwości.
Sam krem pachnie dziwnie. Wyczuwam w nim delikatną lawendę ale jest w nim też mała nuta czegoś baaardzo czystego, nawet jakby odkażającego. Nie narzekałam jednak na ten zapach bo nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. O wiele bardziej nie chciałabym wyczuć w nim mocno perfumowanego zapachu.
O Imperialis wypowiem się tylko jak o kremie na dzień, jedynie pod makijaż. To bardzo lekki krem, można się nawet pokusić o stwierdzenie, że to emulsja, który w miarę szybko się wchłaniał ale pomiędzy jego nałożeniem a nałożeniem bazy/podkładu wyczuwałam olej na twarzy. Na szczęście się nie kleił ani nie mnie nie zapchał (ogarnęłam, że ma oliwę z oliwek w składzie i trochę się jej obawiałam). Gdyby jednak mnie zapchał bardzo bym się zdziwiła bo moja skóra twarzy nie ma tendencji to takich reakcji.
Przyznaję, że skóra po użyciu Imperialis była elastyczna i nawilżona ale nie uważam tego za żaden cud. Przecież od tego są kremy nawilżające, czyż nie? Na ten krem zazwyczaj nakładałam MACowe podkłady: Studio Fix i Studio Sculpt i była to bezproblemowa współpraca. Prz okazji lipcowego denka wspomniałam, że nie zużyłam tego kremu do końca. Podczas upałów Imperialis się lekko rozwarstwił i nie chciałam bawić się w mieszanie kremu i tego oleju i wody a także bałam się, że może to dać jakieś niepożądane skutki. Następnym razem będę bardziej ostrożna i kremy LUSH będę trzymać w lodówce podczas gorących dni.
45g kremu kosztuje niecałe 13funtów co dla mnie jest dość wysoką ceną za coś co pupy nie urywa. Na pewno nie sięgnę znowu po ten krem ale jestem ciekawa innych LUSHowych kremów.
Macie jakieś doświadczenia z kremami do twarzy LUSHa? A może znacie Imperialis? Ciekawa jestem co o nim sądzicie?
Buziaki,
Chciałam tu zauważyć, że na opakowaniu mamy informację, że jest to krem do każdego typu skóry a na stronie LUSHa jest wyszczególnione, że jest idealnydo skóry normalnej do przetłuszczającej się. Powiedzmy, że mam w miarę normalną cerę ale jak sie tak teraz zastanawiam to za cholerę nie wiem czym się kierowałam wybierając ten krem.
Nie czuję się na siłach żeby rozłożyć skład na części pierwsze. Wiem co jest w środku (hue hue, jasne, że wiem skoro wszystko jest napisane ;)) ale nie mam pojęcia jakie, tak naprawdę, te składniki mają właściwości.
Sam krem pachnie dziwnie. Wyczuwam w nim delikatną lawendę ale jest w nim też mała nuta czegoś baaardzo czystego, nawet jakby odkażającego. Nie narzekałam jednak na ten zapach bo nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. O wiele bardziej nie chciałabym wyczuć w nim mocno perfumowanego zapachu.
O Imperialis wypowiem się tylko jak o kremie na dzień, jedynie pod makijaż. To bardzo lekki krem, można się nawet pokusić o stwierdzenie, że to emulsja, który w miarę szybko się wchłaniał ale pomiędzy jego nałożeniem a nałożeniem bazy/podkładu wyczuwałam olej na twarzy. Na szczęście się nie kleił ani nie mnie nie zapchał (ogarnęłam, że ma oliwę z oliwek w składzie i trochę się jej obawiałam). Gdyby jednak mnie zapchał bardzo bym się zdziwiła bo moja skóra twarzy nie ma tendencji to takich reakcji.
Przyznaję, że skóra po użyciu Imperialis była elastyczna i nawilżona ale nie uważam tego za żaden cud. Przecież od tego są kremy nawilżające, czyż nie? Na ten krem zazwyczaj nakładałam MACowe podkłady: Studio Fix i Studio Sculpt i była to bezproblemowa współpraca. Prz okazji lipcowego denka wspomniałam, że nie zużyłam tego kremu do końca. Podczas upałów Imperialis się lekko rozwarstwił i nie chciałam bawić się w mieszanie kremu i tego oleju i wody a także bałam się, że może to dać jakieś niepożądane skutki. Następnym razem będę bardziej ostrożna i kremy LUSH będę trzymać w lodówce podczas gorących dni.
45g kremu kosztuje niecałe 13funtów co dla mnie jest dość wysoką ceną za coś co pupy nie urywa. Na pewno nie sięgnę znowu po ten krem ale jestem ciekawa innych LUSHowych kremów.
Macie jakieś doświadczenia z kremami do twarzy LUSHa? A może znacie Imperialis? Ciekawa jestem co o nim sądzicie?
Buziaki,
czwartek, 22 sierpnia 2013
Przypomnienie o rozdaniu :)
Sporo z Was już zgłosiło się do mojego urodzinowego rozdania. Zakładam więc, że nagrody Wam się spodobały co mnie bardzo cieszy :) Wspomniałam chyba gdzieś, że skompletowałam malutką nagrodę pocieszenia, oczywiście chciałabym nagrodzić Was wszystkie ale to narazie jest niewykonalne. No chyba że wygram w totka ;) Ta maciupeńka nagroda prezentuje się tak
Mam nadzieję, że też Was zadowoli. Jeżeli jeszcze nie zgłosiłaś się do rozdania zapraszam
TU KLIK KLIK KLIK KLIK
Buziaki,
Mam nadzieję, że też Was zadowoli. Jeżeli jeszcze nie zgłosiłaś się do rozdania zapraszam
TU KLIK KLIK KLIK KLIK
Buziaki,
środa, 21 sierpnia 2013
Ścisk, tłok i zgiełk ... Dingle - poznajcie Irlandię
W zeszłym tygodniu uraczyłam Was zdjęciami z Killorglin a na dzisiaj przygotowałam kilka zdjęć z Dingle, którymi chciałam się z Wami podzielić. To małe miasteczko jest położone na półwyspie na zachodzie Irlandii. Akurat miałam to szczęście, że nie musiałam daleko podróżować bo tylko dwie godziny samochodem i mimo że jest to tak blisko mnie to był to dopiero mój pierwszy raz w tym zakątku hrabstwa. Spędziliśmy tam dwa urocze dni, które minęły nam na zwiedzaniu oceanarium, samego miasteczka, wcinaniu ryb i włóczeniu się po pubach wieczorem. Dingle, tak jak reszta nadbrzeżnych miejsc, żyje z rybołóstwa ale i też z turystyki (patrz ścisk, tłok i zgiełk ...). Miasteczko to jedno z irlandzkojęzycznych rejonów Irlandii i przyznaję, że często słyszałam ludzi rozmawiających w tym języku. O, nie mogę przecież zapomnieć o Fungie, czyli delfinie, który zadomowił się na wodach Dingle ponad dwadzieścia lat temu. Bardzo chciałam zobaczyć tego ssaka ale nie chciałam ryzykować przez moją chorobę morską. Mam jednak zdjęcie z pomnikiem Fungie, który stoi w miasteczku.
Oceanarium trochę mnie rozczarowało, myślałam, że będzie trochę większe. Trudno, najważniejsze, że znalazłam Nemo i udało mi się zrobić zdjęcie pingwinom. Cholery są strasznie szybkie pływając ;) Ten pingwin, który nie pływa a jedynie stoi na 'lodzie' był w trakcie gubienia piór i dlatego nie był w wodzie. Niestety, nie udało mi się zrobić zdjęć ani z karmienia pingwinów ani rekinów bo za dużo ludu się wtedy zbiegło. Wycieczkę do Dingle zaliczam na plus, mam nadzieję, że uda mi się niedługo wyrwać na podobną eskapadę a Was zostawiam z kupą zdjęć ;)
I jak? Wpadacie do Dingle?
Buziaki,
Oceanarium trochę mnie rozczarowało, myślałam, że będzie trochę większe. Trudno, najważniejsze, że znalazłam Nemo i udało mi się zrobić zdjęcie pingwinom. Cholery są strasznie szybkie pływając ;) Ten pingwin, który nie pływa a jedynie stoi na 'lodzie' był w trakcie gubienia piór i dlatego nie był w wodzie. Niestety, nie udało mi się zrobić zdjęć ani z karmienia pingwinów ani rekinów bo za dużo ludu się wtedy zbiegło. Wycieczkę do Dingle zaliczam na plus, mam nadzieję, że uda mi się niedługo wyrwać na podobną eskapadę a Was zostawiam z kupą zdjęć ;)
I jak? Wpadacie do Dingle?
Buziaki,
wtorek, 20 sierpnia 2013
Wielkie rozczarowanie - sierpniowy GlossyBox UK
W końcu uzbierałam 1000 GlossyPunktów i mogłam zamówić darmowe pudełko. Niestety sama wysyłka była dla mnie rozczarowaniem, GB miał wysłać w piątek a moja paczka została wysłana dopiero we wtorek. Żeby tego było mało szła cały tydzień, gdzie zazwyczaj Glossy mam już po 2-3 dniach. I tak się zastanawiam czy to zwykłe zrządzenie losu czy po prostu zostałam olana jako że nie zapłaciłam za pudełko ani centa.
No nic, podobno ekipa GB szykuje jakieś super hiper niespodzianki w nadchodzących pudełkach i wtedy zadecyduję co zrobić dalej z subskrypcją. Sierpniowe pudełko bardzo mnie rozczarowało pod względem zawartości i oczekuję naprawdę dobrych produktów w przyszłym miesiącu.
Sierpniowe Glossy to kolekcja produktów z różnych zakątków świata, które mają ułatwić życie osobom w ciągłym biegu. Pomysł dobry ale wykonanie średnie. Niemniej, dostałam 4 pełnowartościowe produkty i jedną miniaturkę.
USA i balsam do ciała Eucerin - podobno idealny do suchej skóry. Nałożyłam trochę na rękę, rozsmarowałam i obiecałam sobie, że nigdy go nie użyję. Jest bardzo gęsty i ciężki do rozsmarowania. Przez chwilę miałam wrażenie, że smarowałam się linomagiem. Nie mam ochoty na bawienie się w balsamowanie tym produktem, tym bardziej, że zostawia okropne poczucie lepkości. Żałuję jedynie, że dostałam tak sporą, bo 40ml, miniaturkę. Obawiam się, że nawet do pięt się nie nada.
200ml tego balsamu kosztuje niecałe 9 funtów.
UK i kredka 2w1 Jelly Pong Pong - dzięki GB, Jelly Pong Pong wychodzi mi już uszami. Cień do powiek i eyeliner w jednym to jednak dobry pomysł ale Houston, mamy problem. Kolor tej kredki nijak mi nie pasuje. Śliwkowy jakoś mnie nie kręci i na pewno nie będę testować tego produktu. Dlatego tu mam pytanie do Was: przygotowałam mini mini nagrodę 'pocieszenia' do mojego rozdania, czy chciałybyście żeby ta kredka też się tam znalazła?
USA i szybka odżywka naprawcza TRESemme - kurczaczki, nie mam pojęcia jak to przetłumaczyć! Ten produkt ma za zadanie przemienić puszące się kłaki w godne pozazdroszczenia włosy, a to wszystko w 60 sekund. Jakoś w to nie wierzę ale wypróbuję ;) TRESsemme znam, kiedyś namiętnie używałam ichnich szamponów i odżywek ale szybko mi przeszło. Może znowu wrócę do tej firmy?
Jest to pełnowymiarowy produkt i za 15ml zapłacimy 1.50 funta.
Brazylia i długopis do demakijaży Oceane - to chyba jedyny produkt z sierpniowego pudełka, który mnie zaciekawił. Jeszcze nigdy nie miałam pisaka do demakijażu i już jestem po pierwszych próbach (miał być filmik o GB ale nikt w domu nie chciał mi pomóc w nagrywaniu- nie będe wskazywać na nikogo, mamo- i tak się stało, że tusz mi się rozmazał) i jest całkiem przyjemny w użyciu. Mam zamiar używać tego pisaka do poprawiania odbitego tuszu/eyelinera itd. W opakowaniu znalazłam 3 zapasowe końcówki, jest higienicznie? Jest!
Jest to pełnowymiarowy produkt ale nie znam jego ceny bo nie jest dostępny w UK.
Szwecja i zalotka do rzęs Emite Make Up - przyznaję, że cena tej zalotki zwaliła mnie z nóg bo dorównuje cenom zalotek Shu Uemura! Dołączone do zalotki były zapasowe gumki i jest ich sporo co dla mnie jest plusem. Jak wiecie mam już termiczną zalotkę i nie paliłam się do używania innego sprzętu ale dam mu szansę bo a nuż mnie zaskoczy i da wypaśny efekt. Może się czepiam ale myślałam, że zalotka będzie ładniej zapakowana a dostałam ją w plastikowym woreczku.
Uwaga, uwaga. Ta zalotka kosztuje 20 funtów.
Co myślicie o tym pudełku? Ja jestem rozczarowana i nijak mi się to ma do polityki GB. Widzicie gdzieś to luksusowe produkty? Bo ja żadnych. O ile poprzednie pudełka też do luksusowych nie należały o tyle jakoś mnie zadawalały. A tu kiszka.
Buziaki,
No nic, podobno ekipa GB szykuje jakieś super hiper niespodzianki w nadchodzących pudełkach i wtedy zadecyduję co zrobić dalej z subskrypcją. Sierpniowe pudełko bardzo mnie rozczarowało pod względem zawartości i oczekuję naprawdę dobrych produktów w przyszłym miesiącu.
Sierpniowe Glossy to kolekcja produktów z różnych zakątków świata, które mają ułatwić życie osobom w ciągłym biegu. Pomysł dobry ale wykonanie średnie. Niemniej, dostałam 4 pełnowartościowe produkty i jedną miniaturkę.
Od czego zacząć narzekania ... Może od miniatury?
USA i balsam do ciała Eucerin - podobno idealny do suchej skóry. Nałożyłam trochę na rękę, rozsmarowałam i obiecałam sobie, że nigdy go nie użyję. Jest bardzo gęsty i ciężki do rozsmarowania. Przez chwilę miałam wrażenie, że smarowałam się linomagiem. Nie mam ochoty na bawienie się w balsamowanie tym produktem, tym bardziej, że zostawia okropne poczucie lepkości. Żałuję jedynie, że dostałam tak sporą, bo 40ml, miniaturkę. Obawiam się, że nawet do pięt się nie nada.
200ml tego balsamu kosztuje niecałe 9 funtów.
Jest to pełnowymiarowy produkt, który kosztuje 10.50 funtów.
USA i szybka odżywka naprawcza TRESemme - kurczaczki, nie mam pojęcia jak to przetłumaczyć! Ten produkt ma za zadanie przemienić puszące się kłaki w godne pozazdroszczenia włosy, a to wszystko w 60 sekund. Jakoś w to nie wierzę ale wypróbuję ;) TRESsemme znam, kiedyś namiętnie używałam ichnich szamponów i odżywek ale szybko mi przeszło. Może znowu wrócę do tej firmy?
Jest to pełnowymiarowy produkt i za 15ml zapłacimy 1.50 funta.
Brazylia i długopis do demakijaży Oceane - to chyba jedyny produkt z sierpniowego pudełka, który mnie zaciekawił. Jeszcze nigdy nie miałam pisaka do demakijażu i już jestem po pierwszych próbach (miał być filmik o GB ale nikt w domu nie chciał mi pomóc w nagrywaniu- nie będe wskazywać na nikogo, mamo- i tak się stało, że tusz mi się rozmazał) i jest całkiem przyjemny w użyciu. Mam zamiar używać tego pisaka do poprawiania odbitego tuszu/eyelinera itd. W opakowaniu znalazłam 3 zapasowe końcówki, jest higienicznie? Jest!
Jest to pełnowymiarowy produkt ale nie znam jego ceny bo nie jest dostępny w UK.
Szwecja i zalotka do rzęs Emite Make Up - przyznaję, że cena tej zalotki zwaliła mnie z nóg bo dorównuje cenom zalotek Shu Uemura! Dołączone do zalotki były zapasowe gumki i jest ich sporo co dla mnie jest plusem. Jak wiecie mam już termiczną zalotkę i nie paliłam się do używania innego sprzętu ale dam mu szansę bo a nuż mnie zaskoczy i da wypaśny efekt. Może się czepiam ale myślałam, że zalotka będzie ładniej zapakowana a dostałam ją w plastikowym woreczku.
Uwaga, uwaga. Ta zalotka kosztuje 20 funtów.
Co myślicie o tym pudełku? Ja jestem rozczarowana i nijak mi się to ma do polityki GB. Widzicie gdzieś to luksusowe produkty? Bo ja żadnych. O ile poprzednie pudełka też do luksusowych nie należały o tyle jakoś mnie zadawalały. A tu kiszka.
Buziaki,
Subskrybuj:
Posty (Atom)