Jeszcze wczoraj malowałam pisanki na wielkanocny stół a tu już czas na kwietniowe denko! Zużywanie produktów wciągnęło mnie do końca a ja nie wyobrażam sobie końca miesiące bez tego typu postów. Posty z denkami jak i z nowościami pomagają mi ocenić moje zużycie/zakupy (z którymi teraz się wstrzymuję żeby nie było wstydu ;)).
Jak mi poszło w tym miesiącu? Myślę, że całkiem całkiem. Pozbyłam się kilku rzeczy, których resztki zalegały na toaletce a ja wolałam testować nowości. Zresztą zobaczcie same :)
To moja wesoła gromadka, której wiatr nie pozwolił grzecznie zapozować do zdjęcia grupowego. Przyjrzyjmy się zdenkowanym z bliska:
Żel pod prysznic Sanex - mam wielką nadzieję, że to już ostatni z tych żeli pod prysznic w moim domu. Niczym mnie nie zachwycił a ja mam teraz sporą gromadkę to mycia ciała, którą chcę wykorzystać jak najszybciej. Za to
żel pod prysznic Original Source podbił moje serce. Wbrew moim wcześniejszym zapowiedziom, kiedyś pojawi się tu jego recenzja bo odkryłam jeszcze jedno jego 'zastosowanie'. Muszę jeszcze przedłużyć moje eksperymenty i badania ;)
Krem do mycia ciała Skinny Dip z LUSH, który pojawił się już na moim blogu
o tu, KLIK, do moich ulubieńców nie należał. Chyba ktoś z domowników pomagał mi w jego denkowaniu a ja ostatecznie zużyłam go kiedy miałam zapchany nos i nie czułam jego zapachu. Z
estaw peelingujący stopy Holika Holika, to nowość z tego miesiąca. Na razie nie moge nic o nim powiedzieć, jeszcze nie zaczęłam zrzucać skóry ale jeżeli chcecie usłyszeć o nim kilka zdań po skończonej kuracji, dajcie znać.
O
czyściku do twarzy Let the Good Times Roll z LUSHa pisałam kilka dni temu,
o tu, KLIK. Kocham go miłością bezgraniczną ale do grudnia musiałam zastąpić go czymś innym o czym w następnym poście.
O olejku DHC też mogłyście prezczytać w zeszłym miesiącu,
o tu, KLIK. Po napisaniu jego recenzji, zmieniłam taktykę użwyania. Olejek wmasowywałam jedynie w oczy, a żelem do mycia twarzy zmywałam makijaż twarzy a także poprawiałam nim oczy. Wypryski na lini włosów zniknęły a ja po cichu żałuję, że olejek już się skończył.
Nawilżający krem na dzień Yes to Carrots swój debiut na blogu już miał,
o tu, KLIK. Swoje zdanie o nim podtrzymuję, może nie wrócę akurat to tego kremu ale na pewno wypróbuję inne kosmetyki z oferty Yes to ...
Pierwszy raz w moim ponad dwudziestoletnim życiu zużyłam do końca podkład do twarzy! Z tej radosnej okazji nawet umyłam buteleczkę.
MACowy Studio Fix Fluid jest moim ulubieńcem jeżeli chodzi o podkłady, mam już kolejną buteleczkę i poświęcę mu notkę na blogu za jakiś czas. O
tuszu do rzęs Too Faced nie muszę chyba nic mówić, kto chce niech wróci to
tej notki, KLIK. Sprawa skończyła się na tym, że Too Faced zwodziło mnie przez ponad tydzień, najpierw powiedziano mi, że poza Amerykę nie wysyłają a po moim mejlu wyrażającym ubolewania nad tym faktem dowiedziałam się, że może wyślą. Po kilku dniach ostatecznie wysłano mi mejla, że 'nie mają akurat tego tuszu na stanie'. Jaaaasne. Za to sklep w którym kupiłam tusz zgodził się zwrócić mi za niego pieniądze.
Korektor rozświetlający Touche Eclat od YSL to mój kolejny hit, który też będzie miał swoje 5 minut na blogu.
Trafiły się też próbki i próbeczki. Kolejna odżywka dołączona do farby do włosów
John Frieda niczym mnie nie zachwyciła. Żel pod prysznic
OS o zapachu mango i makademii zupełnie mi nie podszedł. Maseczki do twarzy pomogły mi się zrelaksować po ciężkich dniach w szkole. Krem BB
Skin Food okazał się całkiem przyjemny i gdyby nie fakt, że mam już podkład na lato na pewno bym w niego zainwestowała. Krem pod oczy
Skin Food był strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że taka mała próbka starczyła na prawie tydzień to skóra pod oczami była genialnie nawilżona.
Ja jestem zadowolona z kwietniowego denka, a jak Wam poszło zużywanie w tym miesiącu?
Buziaki,