środa, 11 maja 2016

L'Oreal / podkład True Match

Nie ma czym się chwalić ale chyba da się zauważyć, że lekko zawaliłam sprawę z blogiem. Tysiące razy obiecywałam sobie, że tak, tak, dzisiaj naskrobię kilka zdań ale systematyczność i sumienność nigdy nie były moją mocną stroną. Niemniej dziękuję za nadal liczne odwiedziny i komentarze (tak przy okazji, uśmiałam się jak dzika norka kiedy przeczytałam, że moja toaletka jest do kitu bo nie jest z Ikea ;)).
Nie wiem czy też tak macie, że pewne kosmetyki są na Waszej liście chciejstw tygodniami, miesiącami a nawet, jak w moim przypadku, latami ale jakoś zawsze o nich zapominacie? Tak właśnie miałam w przypadku podkładu L'Oreal True Match (ok.50zł/30ml). Chciałam go przetestować zanim jeszcze na salony wkroczyła jego odnowiona wersja a w moje ręce wpadł dopiero dobre pół roku temu.



I tak sobie bimbamy od tego czasu, to znaczy True Match sobie bimba bo ja raz go kocham a raz klnę jak szewc kiedy widzę jak wygląda na mojej twarzy. Ale, od początku. Wybrałam kolor 1D/1W czy Golden Ivory, który ma sporo żółtych tonów i jest dla mnie niemal idealny - niemal, bo odkąd regularnie stosuję samoopalacze jest dla mnie ociupinę za jasny, ale to już moja wina.


Na pompkę nie mogę narzekać, nie wypluwa z siebie zbyt dużej ilości produktu, ot, jedna pompka wystarcza mi na pokrycie twarzy. True Match wydaje się być dość ciężkim podkładem, jednak podczas aplikacji jego konsystencja lekko się zmienia i staje się lżejsza. Wykończenie też jest całkiem ciekawe, ni to mat ni to mokre wykończenie, skłonna jestem uznać, że jest dość satynowy. Nie jest też mocno kryjący, zakrywa moje lekkie zaczerwienienia ale nie tworzy maski i można niemal dojrzeć pod nim moją skórę.



Chciałabym powiedzieć, nie mam nic do zarzucenia trwałości podkładu True Match, w zależności od dnia trzyma się godzinami a że często mam na sobie makijaż przez kilkanaście godzin i nie jestem wielką fanką poprawek w ciągu dnia od moich podkładów wytrzymuję niemałej trwałości. I tu dochodzimy do sedna mojego problemu z tym okazem - jest humorzasty i zachowuje się jak chce. Raz przepięknie na mnie wygląda, dając efekt wypoczętej i zdrowej cery a raz wygląda dobrze tylko wtedy kiedys stoję 5 metrów od lusterka i to bez okularów. Mimo że od miesięcy nie zmieniałam nic w swojej pielęgnacji i teoretycznie nic nie powinno wpływać na to jak True Match na mnie się prezentuje, potrafić siedzieć na twarzy żeby za jakiś czas teatralnie z niej zjechać. Tworzy plamy, wynajduje suche placki i buk wie co jeszcze. Taki z niego żartowniś.


Ten podkład lekko mnie rozczarował, przez tyle lat słyszałam o nim same dobre rzeczy a u mnie okazał się przeciętniakiem. Jedno jest pewne, mimo że True Match potrafi ładnie wyglądać na twarzy to jednak do niego nie wrócę bo nie bardzo mam ochotę na zabawę w rosyjską ruletkę ale to nic bo w zanadrzu mam już całkiem fajny podkład chociaż zawsze jestem otwarta na nowe propozycje ;)

poniedziałek, 8 lutego 2016

Zużycia kosmetyczne

Zawsze ciężko jest wrócić ale zawsze mam wtedy w głowie dwa stare dobre przysłowia "jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij od śmieci' i 'jeśli chcesz poznać blogerkę, spójrz na jej śmieci' i pisanie jakoś lepiej wtedy idzie. Nie wiem dlaczego ale zużycia kosmetyczne zawsze mnie fascynują, lubię oglądać co kto zużył i jak te denka się sprawdziły. Co prawda zakupy interesują mnie ciut bardziej ale śmieci też dadzą radę ;) Ostatni miesiąc nie był obfity ani w zakupy ani w zużycia ale właśnie zamykam okres chaosu i wracam to mojej systematyczności a narazie zapraszam Was do podejrzenia mojej skromnej gromadki.



St. Tropez Bronzing lotion był moim odkryciem samoopalaczowym do czasu aż nie poznałam Vita Liberata, ale o tym nie teraz, bo St.Tropez też jest naprawdę świetny. Przez długi czas to dzięki niemu uzyskiwałam efekt idealnie brązowej skóry, bez smug, bez żadnych pomarańczowych tonów a do tego ten efekt utrzymywał się przez ponad tydzień. Nie brudził, nie miał samoopalaczowego zapaszku, co prawda nie należy do najtańszych ale warto na niego spojrzeć. Na pewno kiedyś znowu do niego wrócę. Prysznice znacznie umilał mi zapach żelu pod prysznic Balea z serii Tropical Sunshine. Ten słodko owocowy zapach co prawda nie utrzymywał się długo ale bardzo lubiłam sięgać po ten żel.


Saszetka maski oczyszczającej Ziaja zaskoczyła mnie efektami, które zostawiła na skórze twarzy. Znacznie ją oczyściła i odświeżyła a do tego zwęziła pory. Lubię ją :) Olay Total Effects eye cream with a touch of concealer to takie zabawne coś co miało dopasować się do koloru skóry pod oczami i ją nawilżać ale krycie, jak i nawilżenie,  miało dość słabe. Bardziej nadaje się na gadżet niż produkt, który trzeba mieć. Dawno temu na blogu pojawiła się recenzja żelu na niedoskonałości Vichy Normaderm Hyaluspot napisana przez moją siostrę. Ten punktowy żel sprawdził się u niej na tyle, że siegnęła po drugie opakowanie, które potem przejęłam ja - ale u mnie nie robił nic.


Błyszczyk L'Oreal Glam Shine mam u siebie hoho i jeszcze trochę więc pora powiedzieć mu adieu. Bardzo lubiłam ten kolor i miliony drobinek, które były w nim zatopione. Z sypkimi minerałami bareMinerals mam bardzo dziwną relację, raz świetnie się w nich czuję i wyglądam raz nie mogę się doczekać żeby toto z siebie zmyć. Ten sypki podkład żegnam z żalem bo ostatnio wyglądał na mnie zabójczo, Chyba jeszcze do niego wrócę.

To wszystko :) jak idzie Wam zużywanie, no i najważniejsze - czy trafiły ostatnio w Wasze ręce kosmetyki, które zrobiły na Was duże wrażenie? Coś co może powinnam mieć? ;)

piątek, 5 lutego 2016

Przedłużenie rozdania

Ooops...! I did it again!
Powrót na uczelnię pochłonał mnie całkowicie i znowu wypadłam z rytmu. Od poniedziałku wracam tu jednak na dobre i dlatego pozwoliłam sobie jeszcze przedłużyć rozdanie do przyszłej środy - jeżeli ktoś jeszcze ma ochotę się zgłosić, zapraszam tu, o KLIK.



Do poniedziałku!

czwartek, 14 stycznia 2016

MUA / rozświetlacz Undress Your Skin

Odkąd poznałam rozświetlacz Mary Lou i Superb każdy inny rozświetlacz, który przechodzi przez moje ręce ma wysoko zawieszoną poprzeczkę. Uwielbiam idealną, trwałą taflę bez zbędnych drobinek brokatu, które moim zdaniem, psują cały efekt. Odkąd odkryłam, co prawda dość skromnie wyposażoną, szafę MUA w drogerii Superdrug długo zastanawiałam się od czego zacząć poznawanie marki. Wybór padł na tani jak barszcz rozświetlacz Undress your skin (7.5g / 20zł) w odcieniu iridescent gold - niestety nie udało mi się dorwać tego różowego, który w Sieci zbiera fantastycznie opinie. 



Nie sposób nie zwrócić uwagi na przepiękne tłoczenie, które zdobi wierzch rozświetlacza. Iridescent Gold to lekko metaliczny, mocno chłodny odcień złota, który nie ma w sobie brokatu, jest lekko zmielony ale da się w nim dojrzeć drobinki. Nic nie irytuje mnie przy aplikacji jak pudrowość produktu, na szczęście Undress your skin nie pyli się, łatwo aplikuje się na licu.



Przepięknie wygląda na dłoni, prawda? Niestety, mam wrażenie, że jedna warstwa na mojej twarzy znika, nie tworzy tafli jaką lubię a wygląda bardzo przeciętnie - dwie warstwy wyglądają już dość nieestetycznie przez co rzadko sięgam po ten rozświetlacz. Trwałość też nie powala, po pięciu godzinach znika kompletnie, niestety, MAC i theBalm przyzwyczaiły mnie do zupełnie innej jakości.



Żałuję, że Undress Your Skin okazał się na mnie taką klapą. Ma potencjał, kosztuje grosze ale zupełnie mnie nie zachwycił. Szkoda.

Jakie produkty MUA polecacie?

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdanie noworoczne + WYNIKI / zamknięte

                                           Zestaw wędruje do Forthe Love :)

Czekam na mejla z adresem :)


Jak minął Wam noworoczny okres? U mnie było dośc pracowicie ale udało mi się wygospodarować kilka chwil na wybyczenie się - jeszcze dwa tygodnie laby i wracam na studia. Dobrze jest być w domu ale muszę przyznać, że już odrobinę tęsknię za miastem ;)
Przygotowałam dla Was rozdanie noworoczne, ot może ten zetaw kosmetyków umili Wam powrót do pracy na uczelnię ...


Do wygrania:
- szminka Melted Too Faced w odcieniu Melted Ruby 
- róż Natural Collection Rosey Glow 
- sypkie cienie do powiek bareMinerals: kindness i praise

Żeby wygrać wystarczy być obserwatorem bloga i odpowiedzieć na pytanie : Jakie masz plany kosmetyczne na 2016 rok? Reszta (FB KLIK, Instagram & Snapchat [liloddietteblog]) jest opcjonalna, ale punktowana oddzielnie.
Konkurs trwa od 11 stycznia do 1 lutego a zwycięzca zostanie ogłoszony w przeciagu siedmiu dni pod tym postem. Na mejla z adresem będę czekać trzy dni.


Dawno nie było u mnie rozdania i chyba lekko wyszłam z wprawy ale w razie jakichkolwiek wątpliwości dajcie mi znać :)

Powodzenia!


Zestaw wędruje do Forthe Love :)

Czekam na mejla z adresem :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...